2006/05/28 

Gazeta Wyborcza, Radio Maryja i antysemityzm

Radio Maryja zdaniem Gazety Wyborczej szerzy antysemityzm. To zdanie GW uzasadnia cytując kilka antysemickich wypowiedzi słuchaczy Radia Maryja i 2 – 3 wypowiedzi księży z RM, które przy dużej dozie złej woli można uznać za antysemickie.

Jak wobec tego należy ocenić forum Gazety Wyborczej? Liczba wypowiedzi antysemickich na tym forum idzie w tysiące. Są nieporównywalnie bardziej drastyczne niż wypowiedzi w RM. Bardzo często nie są przez administratorów kasowane, choć administrator, w przeciwieństwie do redaktora prowadzącego program radiowy, może każdą wypowiedź ocenzurować. Czy z tego wynika, że Gazeta Wyborcza propaguje antysemityzm? Chyba tak. Ale dlaczego „autorytety moralne” nie nawołują do ukarania GW i zamknięcia forum? Zagadka.

Poniżej podaję parę przykładów szerzenia antysemityzmu przez GW. Co by się stało gdyby coś takiego powiedział na antenie RM jakiś słuchacz...


http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=28&w=19681304&a=19691809




http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=13&w=19524695&a=19575822




http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=50&w=19399055&a=19416083




http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=645&w=39650992&a=39665484

2006/05/24 

ABC manipulacji: T jak „Teoria spiskowa”

"To teoria spiskowa!" wystarczy wykrzyknąć w dyskusji lub napisać w artykule by zdyskredytować przeciwnika i pogląd, który on wygłasza. Sformułowanie to działa na zasadzie magicznego zaklęcia i wpływa na emocje słuchaczy a nie na rozum. Bo czyż z zaklęciem można polemizować? Osobnik wygłaszający teorię spiskową nie może być zdrowy na umyśle. To szaleniec. Wariat. Oszołom. Spocona twarz, drżące ręce, wzrok dziki a szata zapewne plugawa. Pogląd nazwany "teorią spiskową" - jako wytwór wariata - oczywiście nie zasługuje na uwagę a co najwyżej na wyśmianie.

Dlaczego „teoria spiskowa” jest synonimem teorii błędnej, wytworu chorej wyobraźni? Zacznijmy od definicji pojęcia. Teoria spiskowa to „pogląd na dowolny temat, zakładający, że pewna grupa ludzi lub innych istot (np. kosmitów) świadomie i w utajnieniu działa (spiskuje) na szkodę reszty społeczeństwa.”Czy to jest pogląd z definicji niedorzeczny? Zamach na arcyksięcia Ferdynanda, misja Rywina czy atak na World Trade Center były możliwe tylko dzięki niejawnemu porozumieniu i współpracy wielu osób (spiskowców). Nikt temu nie przeczy. Mamy zatem do czynienia z niezwykle interesującą sytuacją. Z jednej strony, przyjmujemy za oczywiste istnienie spisków a z drugiej strony, powszechnie i bezrefleksyjnie odrzucamy spiskowe wyjaśnienia zdarzeń.

Skąd się zatem bierze niechętny stosunek do teorii spiskowych? Przyczyną jest mylenie „teorii spiskowej” z tzw. „spiskową teorią dziejów”, która mówi, że WSZYSTKIE zdarzenia historyczne można wyjaśnić zakulisowymi, tajnymi knowaniami pewnej grupy ludzi. Jest to najbardziej ekstremalna forma teorii spiskowej i jako taka jest rzeczywiście niedorzeczna ponieważ nawet najpotężniejsza szajka spiskowców nie jest w stanie „ręcznie” sterować całym światem.

Tak więc zwyczajne, zdroworozsądkowe teorie spiskowe są zwalczane poprzez zrównanie ich z teorią spiskową w wersji najbardziej ekstremalnej i przez to niedorzecznej.

Co ciekawe, etykietka „teorii spiskowej” nie należy się wszystkim teoriom, które mówią o istnieniu spisku. Rozważmy teorie wyjaśniające jak doszło do ataku na WTC. Oficjalna wersja zdarzeń mówi, że czynu tego dokonało kilkudziesięciu terrorystów, których działaniami kierowano sekretnie z pewnej jaskini w Afganistanie. Nikt nie powie, że jest to „teoria spiskowa” choć w istocie właśnie przy pomocy spisku wyjaśnia jedno z najważniejszych wydarzeń ostatnich lat. Wersja alternatywna mówi, że udział w ataku na WTC miała amerykańska administracja rządowa. Ta druga teoria jest oczywiście „teorią spiskową”, którą może na serio traktować tylko szaleniec. Wynika z tego, że tajne porozumienia między terrorystami są możliwe natomiast tajne porozumienia między pracownikami administracji USA z definicji nie są możliwe. Zadziwiające. Ktoś jeszcze pamięta o co chodziło w aferze Watergate?

Wniosek z tego wszystkiego jest następujący: teoria spiskowa to taka, która jest niewygodna dla osób obecnie sprawujących władzę. Oto jedyne kryterium, które odróżnia teorię rozsądną, wartą przemyślenia od teorii spiskowej czyli dzieła szaleńca, które należy zlekceważyć. Na szczęście to, co Państwo przed chwilą przeczytali to również teoria spiskowa więc z czystym sumieniem mogą Państwo ją zlekceważyć i udać się na zasłużony odpoczynek.

2006/05/17 

Agora poświęcona przez kapusia

Otwarcie nowej siedziby "Gazety"


"W sobotę w nowej siedzibie "Gazety Wyborczej" odbyła się najprawdziwsza parapetówka. Prezydent Aleksander Kwaśniewski nazwał naszą "Gazetę" jedną z najważniejszych instytucji w Polsce, a ks. prof. Michał Czajkowski poświęcił nowy budynek. Świętowaliśmy razem z 600 najznamienitszymi gośćmi."

Niezłe towarzycho swoją drogą. Maleszka kawior i szampana podawał?

Życie Warszawy: Ksiądz Czajkowski był agentem SB
"Ks. Czajkowski był agentem SB dobrowolnie"

2006/05/16 

Czyżby koniec łże-elit był bliski?

Wszystko na to wskazuje. Najczulszym barometrem pokazującym, kto w naszym kraju dzierży realną władzę jest tygodnik Wprost. Jeszcze na początku lat '90 przyznał Leszkowi Balcerowiczowi tytuł Człowieka Roku. A teraz pozwala sobie na drukowanie takich tekstów, jak ten poniżej:

ŚWIĘTE KROWY DEMOKRACJI
Robert Mazurek
Wprost, 21 maja 2006, s. 30

"Wyroków sądów się nie komentuje, Leszek Balcerowicz nie podlega krytyce, NBP i Trybunał Konstytucyjny są nieomylne, a abp Życiński ma zawsze rację. Żyjemy w kraju, w którym te twierdzenia uchodzą za kanon inteligentnego obywatela. Uchodzą za bezdyskusyjne oczywistości, prawdy niepodważalne. Ale właściwie dlaczego?

CO WOLNO BIAŁEMU CZŁOWIEKOWI?
W demokracji można wiele. Można poużywać sobie do woli na prezydencie, szydzić z marszałków parlamentu, zjechać prymasa i wstecznych biskupów. Ale biały człowiek nie ma prawa podawać w wątpliwość geniuszu prof. Geremka i jego dokonań. Nie ma prawa wątpić w decyzje sędziów i motywy im przyświecające. Nie może krytykować autorytetów, których listę co kwartał publikuje „Gazeta Wyborcza". A jeśli to biały człowiek robi, to nie jest biały. Jest ciemny.

W postmodernistycznej demokracji wszystkie poglądy są równe, wystawione na wolny rynek idei, nie ma więc powodu, by jakieś opinie poważać bardziej niż inne. Ot, każdy dobiera sobie poglądy wedle tego, co mu w duszy gra. Ale są oczywiście wyjątki. Leszek Balcerowicz nie ma poglądów - on po prostu prezentuje stan nauki i z tym biały człowiek nie dyskutuje. Ustawa o Narodowym Banku Polskim jest doskonała i biały człowiek nie widzi potrzeby rozprawiania nad jakąkolwiek jej zmianą. (...)

BALCEROWICZ PONAD WSZYSTKO
Postacią szczególną na mapie świętych krów demokracji jest Leszek Balcerowicz. Im brutalniej jest atakowany przez Leppera i swych politycznych wrogów, tym twardszy staje się mur jego obrońców wśród elity. Balcerowicz, który już dawno się odcieleśnił i stał instytucją, ma rację jako wicepremier, słusznie czyni, gdy jest szefem partii, i nigdy się nie myli jako prezes NBP. Krytyka Balcerowicza to nie tylko szkalowanie mitu założycielskiego III Rzeczypospolitej, to wręcz atak na samą istotę kapitalistycznej, wolnej Polski, którą Balcerowicz uosabia.

Biały człowiek wie, że Leszek Balcerowicz jest genialnym ekonomistą, opromienionym sukcesami w kraju i za granicą, godnym Nobla w każdej dziedzinie. Zapewne tak jest, ale żeby białemu człowiekowi nie mącić w głowie, dziennikarze uparli się, by do poważnej debaty nie dopuszczać poglądów innych niż Balcerowiczowskie. (...)"

2006/05/15 

ABC manipulacji: R jak „Rydzyk”

Chyba wszyscy zgodzą się ze mną, że w Gazecie Wyborczej pracują wyłącznie ludzie kulturalni. Człowiek kulturalny wie, że często forma jest ważniejsza od treści i tą wiedzą chętnie dzieli się z plebsem. Tym bardziej dziwi, gdy ludzie z pozoru kulturalni systematycznie nie dochowują podstawowych zasad kindersztuby. Kto ma kindersztubę, ten wie, że do osoby duchownej, zakonnika należy zwracać się per „ojcze”. Zobaczmy jak radzą sobie ze stosowaniem tej zasady redaktorzy Gazety Wyborczej.

Przeanalizowałem tytuły tekstów znajdujących się w archiwum portalu gazeta.pl. Wynik jest szokujący. Okazuje się, że jeszcze w 2001 roku o. Rydzyk tylko w dwóch tytułach występował bez określenia „ojciec” co stanowiło 11% wszystkich tytułów, w których znajdowało się nazwisko dyrektora Radia Maryja. Ale już w roku 2005 aż 31% tytułów nie zawierało ani słowa „ojciec” ani skrótu „o.” Kiedy ojciec Rydzyk stał się zwyczajnym Rydzykiem? W 2003 roku. To właśnie wtedy udział tytułów bez słowa „ojciec” wzrósł do 29% i na podobnym poziomie utrzymuje się do dzisiaj. Szczególnie kuriozalne przypadki tytułów to takie, w których oprócz ojca Rydzyka występuje jeszcze inny duchowny i jest on, w przeciwieństwie do o. Rydzyka, tytułowany jak należy. Na przykład: „Po co Rydzykowi krew ks. Popiełuszki”, „Biskup Dydycz broni Rydzyka przed Episkopatem”, „Prymas Glemp: Telewizja Rydzyka nie jest katolicka”.

Dlaczego europejscy salonowcy tak się kompromitują? Dlaczego nie dochowują odpowiedniej formy? Dlaczego stwarzają wrażenie, że kultura obowiązuje tylko wobec naszych? Ponieważ słowo „ojciec” dobrze się kojarzy: po pierwsze z rodziną, po drugie z Kościołem. To słowo kojarzy się z autorytetem i opieką więc bardzo przeszkadza w „przyprawianiu gęby”.

Droga redakcjo, wygląda na to, że samo pozbawienie o. Rydzyka należącego mu się tytułu nie daje właściwych rezultatów. Słowo „rydzyk” też się całkiem nieźle kojarzy: można być „zdrowym jak rydz” a rydze smażone na maśle są bardzo smaczne. Musicie iść dalej w swoim postępowym dziele. Może „klecha Rydzol” się przyjmie? Np. „Telewizja klechy Rydzola”. Tak, potraktujcie to jako zadanie na najbliższy kwartał towarzysze.


Szczegółowe dane:

rok, liczba tytułów z nazwiskiem „Rydzyk”, % tytułów bez zachowania formy.

2000, 1, 0%
2001, 18, 11%
2002, 23, 9%
2003, 17, 29%
2004, 18, 28%
2005, 83, 31%
2006*,48, 29%

* do połowy maja.

2006/05/11 

Zachód już w 1993 wiedział, że "plan Balcerowicza" to porażka

W 1993 roku ukazał się na łamach Forbesa bardzo ciekawy artykuł z gatunku tych za które w Polsce jeszcze dzisiaj można dostać etykietę oszołoma. Poniżej znajdziesz tłumaczenie tego artykułu (bardziej wierne niż ładne) oraz wersję oryginalną.

Wysoki koszt Jeffreya Sachsa


Steve H. Hanke, Alan Walters. Forbes, 21 czerwca 1993, strona 52

„Zachód sfinansował zły rodzaj reform w Europie Wschodniej a teraz przepisuje to samo głupie lekarstwo Rosji.

Wiele złego wyniknęło ze skandalicznych błędów popełnionych przez sławnych „guru.” Nigdzie nie jest to bardziej oczywiste niż w Europie Wschodniej gdzie rządy płacą bezrobociem i stagnacją za postępowanie zgodnie ze złośliwymi radami.

Krytyczny raport został ogłoszony przez Europejską Komisję w Brukseli i londyńskie Center for Economic Policy Research. Raport wymienia co poszło źle w ekonomicznych reformach w Europie Wschodniej.
Czarnymi charakterami raportu są zwolennicy “terapii szokowej” tacy, jak Jeffrey Sachs z Harvardu. Rekomendowali wykorzystanie bardzo restrykcyjnej polityki monetarnej by poprzez szok przywrócić gospodarkę do życia. Terapia szokowa zadziałała w Niemczech po drugiej wojnie światowej, gdy zastosowano ją w wolnorynkowej gospodarce, w której obecna była społeczna infrastruktura. Ale Rosja i Europa Wschodnia w 1993 to nie Niemcy w 1948. Ich gospodarki są usztywnione, niezreformowane i zbiurokratyzowane. Zamiast przywracać życiu, terapia szokowa tylko powoduje ból.
(...)
Forbes opublikował wywiad z jednym z autorów niniejszego tekstu (Walters, 5.02.1990). Wywiad miał miejsce w styczniu 1990 czyli w miesiącu, w którym Polacy wprowadzili swoją terapię szokową. Wywiad przewidywał, że reformy pójdą źle. I poszły.

(...) każdy człowiek o otwartym umyśle, który zastanowił się nad przypadkami takich państw jak Chile czy nawet Wielka Brytania mógł to przewidzieć. Ale makroekonomiści, którzy wydają się posiadać wyuczoną niezdolność do oceny realiów gospodarczych nie wydają się ludźmi o otwartych umysłach.

Podczas spotkania ministrów i doradców w listopadzie 1989 roku w Warszawie otrzymaliśmy poniższe prognozy, które teraz można porównać z rzeczywistością.

Prognoza: produkcja będzie spadać o 5% przez sześć miesięcy a później nastąpi poprawa i rozpocznie się wzrost.

Rzeczywisty rezultat: Produkcja przemysłowa spadła jak kamień, spadając o 25% w samym pierwszym kwartale 1990. Później dalej się zmniejszała, choć w wolniejszym tempie, aż do drugiego kwartału 1993.

Prognoza: Po powiązaniu złotego z dolarem po kursie 9500 za dolara inflacja spadnie w ciągu roku lub dwóch i będzie się utrzymywać na poziomie z którym mamy do czynienia na Zachodzie.

Rzeczywisty rezultat: Złoty podążył jednokierunkową drogą aż do piwnicy a teraz kurs wymiany wynosi 16290 za dolara. Roczna inflacja pozostaje na poziomie ok. 40%. [Warto dodać, że artykuł powstał w 1993 roku więc autorzy nie mieli nowszych danych, z których wynika, że jeszcze w 1998 roku inflacja wynosiła 11,8% czyli znacznie więcej niż na Zachodzie]

Prognoza: W ciągu dwóch lat nastąpi potężna selekcja [eliminacja] wśród przedsiębiorstw państwowych, sprywatyzowane zostanie 50% (a według niektórych wskaźników 70%) sektora publicznego.

Rzeczywisty rezultat: Nie było prawie żadnej eliminacji dużych państwowych przedsiębiorstw, które w dalszym ciągu pożerają większą część polskiego kredytu. Choć powtarzane się obietnice „masowej prywatyzacji” mało dotychczas zostało osiągnięte. Tylko jakieś 200 000 pracowników jest zatrudnionych w świeżo sprywatyzowanych małych i średnich przedsiębiorstwach, które nie mają dostępu do kredytu.

Nie jest więc zaskoczeniem, że polski rząd i jego zewnętrzni doradcy użyli machiny propagandowej państwa by przedstawić żałosne polskie dokonania jako wielki sukces. Nawet ci, którzy powinni być lepiej zorientowani, ludzie tacy jak George Bush i Richard Nixon dali się nabrać. Prawda jest taka, że reformy to fiasko.

Nieszczęśliwie dla świata, architekci terapii szokowej teraz dominują reformy w Rosji. Ekonomicznym zwiadowcą Borysa Jelcyna jest nie kto inny niż Jeffrey Sachs a jego pomocnik, David Lipton, jest teraz zastępcą sekretarza w amerykańskim Departamencie Skarbu. Sachs bez wytchnienia promuje Rosyjską reformę wzorowaną na modelu polskim. Jelcyn jest gotów połknąć lekarstwo. Sachs prosi o 32 mld dolarów rocznie zachodniej pomocy by sfinansować swoje błędne reformy.

Nie dawajcie mu ich. Polska porażka jest poważna ale nie jest katastrofą dla Zachodu. Rosyjska porażka (a Rosja jest znacznie bardziej socjalna niż Polska) będzie katastrofą. Zachód powinien powiedzieć „nie” terapii szokowej w Rosji i nalegać by Rosjanie przyjęli bardziej rozważną ścieżkę reform.”

Wersja oryginalna:

The high cost of Jeffrey Sachs


Steve H. Hanke, Alan Walters

The West financed the wrong kind of reform in Eastern Europe and is prescribing the same dumb medicine for Russia.

Many a bitter harvest has been reaped from egregious errors sown by prestigious pundits. Nowhere is this more obvious than in Eastern Europe, where governments are paying with unemployment and stagnation for following malignant advice.
A damning report has been issued by the European Commission in Brussels and the London-based Center for Economic Policy Research. It details what went wrong with economic reforms in Eastern Europe.
The villains of the report are the "shock therapists," such as Harvard's Jeffrey Sachs. They recommended the use of massive monetary squeezes to shock these economies into life. Shock therapy worked in Germany after World War 11, when applied to a free market economy with social infrastructure in place. But Russia and Eastern Europe in 1993 are not Germany in 1948. Their economies are rigid, unreformed and bureaucratic. Instead of bringing them to life, shock therapy just imposes pain.
The Sachs-type shock therapy has caused severe slumps in output and employment. With their political power, the many large state-owned enterprises effectively forced banks and suppliers to roll over past loans and capitalize arrears. As a result neither banks nor suppliers could advance enough credit to the private sector struggling to be born.
FORBES published an interview with one ofus (Walters, Feb. 5,1990). That interview took place in January 1990, the month in which the Poles implemented their shock therapy reforms. The interview predicted the reforms would end badly. They have.
There is no graceful way of saying we told you so. But the truth of the matter is that any open mind that had reflected on the records of other desocializing, disinflating countries, such as Chile or even Britain, could have told you so. But macroeconomists, who seem to possess a trained incapacity to recognize economic reality, don't seem to have open minds.
If they did, they would remember that even formidable reformers, such as Mrs. (now Lady) Thatcher, could not prevent the politically well-connected but loss-making state-owned enterprises, or influential large private corporations, from getting the lion's share of the credit at the expense of the small fry. Nor, effectively, could the reformers privatize the big fish without much preparation and substantial changes in corporate governance and management.
In ministerial/adviser meetings in Warsaw in November 1989, we were given the following forecasts, which can now be compared with reality.

Forecast: Output would fall by about 5% for six months, then the recovery and growth would begin.

Result: Industrial production fell like a stone, declining by 25% in the first quarter of 1990 alone. It has continued to shrink, albeit at a slower rate, until the second quarter of 1993.

Forecast: With the zloty "pegged" at 9,500 to the dollar, inflation would fall in a year or two, and then remain at levels experienced in the West.

Result: The zloty took a one-way trip down into the cellar and now trades at 16,290 to the dollar. Annual inflation remains at about 40%.

Forecast: A massive shakeout of the state-owned enterprises would occur within two years, with the privatization of 50% (or 70%, according to some measures) of the public sector.

Result: There has been virtually no shakeout of the big stateowned enterprises, which continue to gobble up the lion's share of Polish credit. Even though there are repeated promises of "mass privatization," little has been accomplished to date. Only about 200,000 workers are employed by creditstarved, newly privatized, small and medium-size enterprises.

Not surprisingly, the Polish government and its external advisers have used the state's propaganda machinery to portray Poland's dismal record as a great success. Even those who should know better, visitors such as George Bush and Richard Nixon, have been taken in. The fact is that reforms are a bust.

Unfortunately for the world, the architects of shock therapy now dominate the reforms in Russia. Boris Yeltsin's economic point man is none other than Jeffrey Sachs, and Sachs' sidekick, David Lipton, is now a deputy assistant secretary in the U.S. Treasury. Sachs has worked tirelessly to promote a Russian reform based on his Polish model. Yeltsin is ready to swallow the medicine. Sachs is asking for $32 billion a year in Western aid to finance his faulty reforms.

Don't give it to him. A Polish failure is serious but not a disaster for the West. A Russian failure (and Russia is much more socialized than Poland) would be a catastrophe. The West should just say no to financing shock therapy in Russia and insist that the Russians adopt a more sensible path to reform.

2006/05/09 

Polityczna poprawność a rzetelność mediów

Całkiem niedawno bo 27 marca 2006 w brytyjskim The Times ukazał się tekst cytujący wyniki badań poświęconych inteligencji mieszkańców państw europejskich. Polacy wypadli w tym badaniu bardzo dobrze zajmując II miejsce (pierwsze zajęli ex aequo Niemcy i Holendrzy).

Wiadomość wydaje się być bardzo ciekawa. Dlatego postanowiłem sprawdzić co pisze o niej polska prasa. Przeszukałem archiwa internetowe dzienników i tygodników i oto wyniki:

Rzeczpospolita - 0 artykułów
Gazeta Wyborcza - 0 artykułów
Metro - 1 artykuł
Polityka - 0 artykułów
Newsweek - 0 artykułów
Wprost - 1 artykuł

Trzeba przyznać, że powyższe wyniki budzą zdziwienie. Temat, który był wystarczająco istotny by znaleźć się w prestiżowym The Times nie jest ciekawy dla redakcji polskich gazet choć w tym badaniu Polacy wypadli o wiele lepiej niż Brytyjczycy (VI miejsce). Znacznie bardziej błahe dowody naszych przewag nad innymi (np. zwycięstwo siatkarek czy udany skok Małysza) trafiają na pierwszą stronę. A wiadomością o wysokim IQ Polaków polska prasa nie jest zainteresowana. Może do redakcji gazet ta wiadomość nie dotarła? Dlaczego zatem pisze o niej Metro a nie pisze Gazeta Wyborcza należąco do tego samego koncernu i redagowana przez ten sam zespół dziennikarzy?

Odpowiedź wydaje się oczywista. Wyniki badań są niezgodne z polityczną poprawnością. Według niej wszyscy jesteśmy równi. Wszelkie informacje potwierdzające równość są nagłaśniane. Dobrym przykładem może być tutaj artykuł, który w 2001 roku ukazał się na pierwszej stronie GW i który zaczynał się od słów:

"Pojęcie rasy nie ma genetycznego sensu. Za przepastną odmienność człowieka od innych gatunków odpowiadają nie tyle różnice w liczbie genów, ile to, jak bardzo one ze sobą współdziałają - twierdzą naukowcy."

Natomiast informacje podkreślające odmienności między narodami muszą zostać ocenzurowane. Nawet jeśli taka informacja zostanie podana to od razu zostaje skomentowana w ten sposób, by ją podważyć. Przeanalizujmy artykuł, który ukazał się w Metrze. Jego podtytuł brzmi następująco:

"Polacy są wicemistrzami Europy w inteligencji! Bijemy sobie brawo? Ależ skąd! Nikt z nas w to nie wierzy."

Z lektury dalszego ciągu artykułu wynika, że autorka stwierdziła "nikt z nas w to nie wierzy" na podstawie rozmów z... 3 osobami, z których jedna (Prof. Jan Madey) wierzy w wyniki cytowanych badań! Warto dodać, że rozmówcy autorki to "zaprzyjaźnieni naukowcy". Grunt to oprzeć się na reprezentatywnej próbie... W jednym zdaniu mamy zatem jedną manipulację (3 osoby w "próbie") i jedno kłamstwo (prof. Madej to "nikt"). Całkiem nieźle, nawet jak na Agorę. A to wszystko po to, by "skorygować" wyniki badań nie pasujących do politycznej poprawności.

2006/05/06 

Kto wycina drzewa przed billboardami Agory?

Gdzie sa Zieloni 2004?

Oto tekst, ktory ukazal sie rowno rok temu w Rzepie. Do dzisiaj nikt nie zareagowal.
Jesli ktos ma watpliwosci do kogo nalezy firma AMS to moze sprawdzic tutaj.

"Reklamy zamiast drzew

Zabytkowa lipa zasłania billboard. W nocy nieznani sprawcy ścinają drzewo. Tak działa branża reklamowa w Warszawie

W środę opisaliśmy, jak ze skrzyżowania ul. Rosoła i Ciszewskiego zniknęła zdrowa 18-letnia jarzębina. Drzewo zasłaniało billboardy należące do firmy AMS. Jej przedstawiciele zaprzeczyli, że mają coś wspólnego z jego ścięciem.

Z piłą w alei

Urzędnicy podejrzewają, że wiele firm reklamowych stosuje podobne praktyki. Naczelnik mokotowskiego Wydziału Ochrony Środowiska Andrzej Szweda-Lewandowski przypomina sobie nielegalną wycinkę na ul. Rolnej, przed tablicą firmy Cityboard.

- Sprawcy działają wyjątkowo bezczelnie - mówi Szweda-Lewandowski. - Latem ubiegłego roku sprzed billboardu AMS w ul. Żwirki i Wigury ktoś wyciął lipę z zabytkowej alei. A kilka innych zostało przyciętych tak, żeby nie zasłaniały reklamy - dodaje ze złością.

Kilka drzew zniknęło w niewyjaśnionych okolicznościach z zielonych szpalerów wzdłuż al. Niepodległości, ul. Woronicza i al. Lotników-wszystkie rosły przed billboardami AMS. Nieznani sprawcy uszkodzili też cztery lipy w ul. Żwirki i Wigury w miejscu, w którym kilka miesięcy później stanął nośnik AMS (wcześniej brakowało na niego miejsca).

Nocni drwale

- Większość docierających do mnie informacji dotyczy nośników właśnie tej firmy. Cała sytuacja wyjątkowo działa mi na nerwy - przyznaje Tomasz Gamdzyk, naczelnik Wydziału Estetyki Przestrzeni Publicznej. - Nielegalna wycinka powinna być ścigana z całą surowością prawa. Za usunięcie dorodnego drzewa grozi do 60 tys. zł - przestrzega.

Taka jest teoria. A w praktyce? Wycinka odbywa się szybko i w środku nocy. Wskazać sprawcę jest wyjątkowo trudno.

-W sprawie lip z ul. Żwirki i Wigury komenda z Mokotowa prowadziła
postępowanie wyjaśniające. Zostało umorzone - przypomina sobie Iwona Fryczyńska, rzecznik Zarządu Oczyszczania Miasta. - Złapać sprawców na gorącym uczynku na razie się nie udało. Proszę mieszkańców, żeby dzwonili pod numer 986 do Straży Miejskiej albo pod 997 na policję, jeśli widzą, że ktoś ścina drzewo - apeluje.

Według Fryczyńskiej zdarza się też, że pracownicy firm reklamowych
"przypadkowo" łamią gałęzie przy zmianie plakatów.

Co na to ludzie z reklamy? - Nie mamy nic wspólnego z wycinaniem drzew. Łączenie naszej firmy z tą sprawą to absurd - twierdzi Ewa Cander z AMS.

KONRAD MAJSZYK"