Lubię i cenię publicystykę Rafała Ziemkiewicza ponieważ potrafi on celnie opisać realia polityczne naszego kraju i ma, rzadką w naszych czasach, odwagę występowania przeciwko Salonowi. Jedno mnie u Ziemkiewicza irytuje: jego niezrozumiała miłość do Leszka Balcerowicza i fascynacja tym "geniuszem ekonomii". Dlatego pozwalam sobie na małą złośliwostkę, która – jeśli RAZ ją przeczyta, w co wątpię – może dać mu do myślenia.
W książce "Polactwo" cztery lata temu RAZ pisał tak:
"Leszek Balcerowicz okazał się jednym z bardzo rzadkich w najnowszej historii Polski przypadków autentycznego patrioty i człowieka oddanego idei.[…]
Jako prezes NBP Balcerowicz zarabiał pięć, nawet dziesięć razy mniej, niż dostałby jako prezes banku komercyjnego – a można być pewnym, że każdy bank komercyjny, gdyby tylko zechciał, zaofiarowałby mu prezesurę z pocałowaniem w rękę. Nawet, jeśli nie zostałby mianowany szefem Międzynarodowego Funduszu Walutowego – a trudno powiedzieć jak potoczyłyby się sprawy, gdyby nie odrzucił tej oferty z góry – mógłby Balcerowicz przy swojej pozycji w każdej chwili wyjechać do Ameryki i tam, objąwszy katedrę na najbardziej prestiżowym z uniwersytetów, żyć jak pączek w maśle, zbierając hołdy. A gdyby mu się nie chciało męczyć regularną pracą, mógłby ograniczyć się do objeżdżania przez miesiąc, dwa w roku Ameryki i Zachodniej Europy z wykładami, za które w kilka tygodni zarabiałby więcej, niż Rzeczpospolita wypłaca mu przez rok. […] mamy oto człowieka, który mogąc zarabiać krocie za oceanem, od lat zadowala się w służbie swemu krajowi skromną jak na jego kwalifikacje pensyjką, domkiem pod Warszawą i średniej klasy samochodem."
Po pierwsze, nie mogę się powstrzymać od spostrzeżenia, że jest to opis na miarę dwunastolatka który właśnie pierwszy raz w życiu przeczytał Winnetou i próbuje sobie wyobrazić dalsze losy swego bohatera. Z tym, że zamiast Winnetou mamy Bladą Twarz Balcerowicza.
Po drugie, w prawie rok po tym jak LB opuścił stanowisko prezesa NBP warto sprawdzić na ile ten opis odpowiada rzeczywistości.
Prezesura banku komercyjnego? Nic nie wiemy o tym, by tabuny headhunterów przez ostatni rok próbowały upolować LB dla CitiGroup albo Deutsche Bank (gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że być może w umowie o pracę z NBP LB ma zapisany zakaz pracy w bankach komercyjnych przez pewien czas).
Szefowanie MFW? Znowu były plotki, jakiś węgierski ekonomista coś na ten temat wspominał, Leszek Balcerowicz zdaje się tym razem nie odrzucił oferty ale oczywiście stanowisko wziął ktoś inny.
Katedra na najbardziej prestiżowym uniwersytecie? Nie spierajmy się czy chodzi o Stanford, Harvard czy Princeton – jak wyżej, czyli nic z tego.
Wykłady i krociowe zarobki za oceanem? Z tego co wiemy jedyna aktywność LB za oceanem to współpraca z
The Center for European Policy Analysis – instytucja ta cieszy się zerowym prestiżem więc pewnie i wynagrodzenie raczej nie jest "krociowe".
Wartość profesjonalną pracownika w kapitalizmie wyznacza rynek. Wartość jaką rynek wyznaczał w ciągu ostatniego roku na usługi Leszka Balcerowicza zupełnie rozmija się z legendą kreowaną wokół Wielkiego Ekonomisty. Co jest wobec tego bardziej rozsądne: przyjęcie, że rynek się myli czy odrzucenie legendy? Może jednak pensyjka, którą Rzeczpospolita wypłacała Leszkowi Balcerowiczowi wcale nie była zbyt
"skromna jak na jego kwalifikacje"…