2008/01/16 

Nam nie jest wszystko jedno

Dowiedziałem się dzisiaj, że Agora uruchomiła nowy portal www.widelec.pl który ma być (nieudolną) podróbką YouTube. Fantastycznie, że Agora, przedsiębiorstwo ze styropianu powołujące się bez przerwy na ethos podziemia, przedsiębiorstwo ze wszech miar etyczne, dbające o kulturę przekazu, przedsiębiorstwo, któremu "nie jest wszystko jedno" zaczyna od pokazywania filmiku z małpą w zoo, ktora sika sobie do gęby (nie piszę do ust, bo usta to ma człowiek). Ubaw po pachy! A jaka kóltóra! Na stronie nie ma mozliwosci dodawania nowych filmów z czego wnioskuję, że to załoga Agory musiała dodać ten "zabawny" filmik...

Triki Małpki Fiki Miki

2008/01/13 

Ziemkiewiczowi do sztambucha

Lubię i cenię publicystykę Rafała Ziemkiewicza ponieważ potrafi on celnie opisać realia polityczne naszego kraju i ma, rzadką w naszych czasach, odwagę występowania przeciwko Salonowi. Jedno mnie u Ziemkiewicza irytuje: jego niezrozumiała miłość do Leszka Balcerowicza i fascynacja tym "geniuszem ekonomii". Dlatego pozwalam sobie na małą złośliwostkę, która – jeśli RAZ ją przeczyta, w co wątpię – może dać mu do myślenia.

W książce "Polactwo" cztery lata temu RAZ pisał tak:

"Leszek Balcerowicz okazał się jednym z bardzo rzadkich w najnowszej historii Polski przypadków autentycznego patrioty i człowieka oddanego idei.[…]
Jako prezes NBP Balcerowicz zarabiał pięć, nawet dziesięć razy mniej, niż dostałby jako prezes banku komercyjnego – a można być pewnym, że każdy bank komercyjny, gdyby tylko zechciał, zaofiarowałby mu prezesurę z pocałowaniem w rękę. Nawet, jeśli nie zostałby mianowany szefem Międzynarodowego Funduszu Walutowego – a trudno powiedzieć jak potoczyłyby się sprawy, gdyby nie odrzucił tej oferty z góry – mógłby Balcerowicz przy swojej pozycji w każdej chwili wyjechać do Ameryki i tam, objąwszy katedrę na najbardziej prestiżowym z uniwersytetów, żyć jak pączek w maśle, zbierając hołdy. A gdyby mu się nie chciało męczyć regularną pracą, mógłby ograniczyć się do objeżdżania przez miesiąc, dwa w roku Ameryki i Zachodniej Europy z wykładami, za które w kilka tygodni zarabiałby więcej, niż Rzeczpospolita wypłaca mu przez rok. […] mamy oto człowieka, który mogąc zarabiać krocie za oceanem, od lat zadowala się w służbie swemu krajowi skromną jak na jego kwalifikacje pensyjką, domkiem pod Warszawą i średniej klasy samochodem."


Po pierwsze, nie mogę się powstrzymać od spostrzeżenia, że jest to opis na miarę dwunastolatka który właśnie pierwszy raz w życiu przeczytał Winnetou i próbuje sobie wyobrazić dalsze losy swego bohatera. Z tym, że zamiast Winnetou mamy Bladą Twarz Balcerowicza.

Po drugie, w prawie rok po tym jak LB opuścił stanowisko prezesa NBP warto sprawdzić na ile ten opis odpowiada rzeczywistości.

Prezesura banku komercyjnego? Nic nie wiemy o tym, by tabuny headhunterów przez ostatni rok próbowały upolować LB dla CitiGroup albo Deutsche Bank (gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że być może w umowie o pracę z NBP LB ma zapisany zakaz pracy w bankach komercyjnych przez pewien czas).
Szefowanie MFW? Znowu były plotki, jakiś węgierski ekonomista coś na ten temat wspominał, Leszek Balcerowicz zdaje się tym razem nie odrzucił oferty ale oczywiście stanowisko wziął ktoś inny.
Katedra na najbardziej prestiżowym uniwersytecie? Nie spierajmy się czy chodzi o Stanford, Harvard czy Princeton – jak wyżej, czyli nic z tego.
Wykłady i krociowe zarobki za oceanem? Z tego co wiemy jedyna aktywność LB za oceanem to współpraca z The Center for European Policy Analysis – instytucja ta cieszy się zerowym prestiżem więc pewnie i wynagrodzenie raczej nie jest "krociowe".

Wartość profesjonalną pracownika w kapitalizmie wyznacza rynek. Wartość jaką rynek wyznaczał w ciągu ostatniego roku na usługi Leszka Balcerowicza zupełnie rozmija się z legendą kreowaną wokół Wielkiego Ekonomisty. Co jest wobec tego bardziej rozsądne: przyjęcie, że rynek się myli czy odrzucenie legendy? Może jednak pensyjka, którą Rzeczpospolita wypłacała Leszkowi Balcerowiczowi wcale nie była zbyt "skromna jak na jego kwalifikacje"

2008/01/12 

Dlaczego nie chce mi się pisać

Ostatni wpis na tym blogu zamieściłem na początku września zeszłego roku. Nie pisałem ani w czasie kampanii wyborczej ani podczas formowania rządu platfusów. Jednym z powodów było to, że przez parę miesięcy byłem zagranicą i nie miałem czasu ani możliwości śledzenia tego co dzieje się w kraju. Ale to tylko pretekst. Prawdziwy powód jest inny.

W naszej polityce jak również w mediach panuje chamówa. Chamska manipulacja. Prostackie odwracanie kota ogonem. Bez subtelności, bez pomysłu za to powtarzane tysiące razy wbija się w głowy odbiorców.

Weźmy ostatni przykład czyli nagrania Ziobry, które podobno są „nieoryginalne”. No jasne, że są nieoryginalne bo przegrane z dyktafonu na płytę. Ale to nie znaczy, że sfałszowane lub zmanipulowane. Po co więc prokuratura informuje, że są nieoryginalne? Bo wie, że pożyteczni idioci pracujący w mediach puszczą to dalej w świat nie podważając sensowności tego oświadczenia. Jeszcze postarają się sprawę wyolbrzymić insynuując, że nieoryginalne = zmanipulowane. Co z tego, że za tydzień, dwa czy trzy okaże się, że nagrania nie są sfałszowane. Przez ten czas przeciętny odbiorca tysiące razy usłyszy o tej sprawie i zapamięta z niej tylko tyle, że coś z tymi nagraniami Ziobry jest nie tak. Tylko o to chodzi. Pamiętajmy, że za 3 lata wybory prezydenckie a Ziobro cieszy się taką popularnością wśród wyborców, że z łatwością zmiecie pacynkę-Tuska.

Czy tego rodzaju manipulacje warto w ogóle analizować i opisywać w blogu?