2006/08/29 

Jak to było z tą weryfikacją esbeków?

Dzisiaj w TVN24 płk Lesiak przyznał się, że rzekome rozmowy z Jackiem Kuroniem były w rzeczywistości przesłuchaniami, których jedynym celem było dręczenie i szykanowanie tego opozycjonisty. Przy okazji: trochę to podejrzanie wygląda gdy esbek sam się obciąża. Zupełnie jakby wolał to, od przyznania się do czegoś innego…

Ten sam płk Lesiak w 1992 zajmował się w UOP inwigilacją prawicy.

Przesłuchanie Kuronia w 1985 i inwigilację prawicy w 1992 rozdziela trzecie wydarzenie: weryfikacja oficerów SB w 1990, podczas której decydowano kto z oficerów przejdzie z rozwiązywanej SB do UOP. Jeśli płk Lesiak przeszedł pozytywnie tę weryfikację to jakie właściwie były jej kryteria? Przecież dręczyciel Jacka Kuronia powinien wylecieć w pierwszej kolejności…

Może weryfikację przechodzili pozytywnie tylko ci oficerowie, którzy przesłuchiwali najważniejszych opozycjonistów? Wobec tego, co było lipą: weryfikacja czy przesłuchania? A może jedno i drugie?

2006/08/28 

Czy z przeciwnikami IV RP warto rozmawiać?

Każdy z nas ich zna. Nienawidzą "Kaczorów" choć nie bardzo wiedzą dlaczego. Po wyborach, ich zdaniem, nastał faszyzm choć nie są w stanie uzasadnić tego twierdzenia żadnymi dowodami. To zagorzali przeciwnicy IV RP. Czy warto z nimi rozmawiać? To zależy od tego, do jakiej grupy przeciwników należą. Możliwości są następujące:

Ofiary mediów. To grupa moim zdaniem najliczniejsza. Z niej właśnie rekrutuje się większość ludzi, którzy na forach internetowych wypisują "precz z kaczyzmem", "Giertych to faszysta", "trzy słowa do ojca prowadzącego: ch… ci w d…" itd. Są to ludzie najczęściej młodzi, często jeszcze uczący się ale również ludzie w bardziej poważnym wieku, których wszakże łączy jedna wspólna cecha. Nikt z nich nigdy nie zajmował żadnego istotnego stanowiska w administracji państwowej ani nie odgrywał żadnej istotniejszej roli w firmie prywatnej (jako właściciel lub menedżer). W związku z tym ludzie należący do tej grupy nie mieli szansy zobaczyć specyficznej "współpracy" między instytucjami państwowymi a uprzywilejowanymi przedstawicielami postkomunistycznego biznesu. Nigdy nie uczestniczyli w spotkaniach, podczas których "koryguje się" działanie wolnego rynku tak, by kontrakt dostała ta spółka, która powinna go dostać. Tacy ludzie swoją wiedzę o tym, jak działa nasze państwo czerpią właściwie wyłącznie ze środków masowego przekazu. W związku z tym, że w środkach masowego przekazu wyśmiewa się istnienie układu ofiary mediów sądzą, że układ rzeczywiście nie istnieje. Bo właściwie skąd mogliby wiedzieć, że jest odwrotnie? Ponieważ ci ludzie nie mają żadnego wglądu pod podszewkę naszej polityczno-biznesowej rzeczywistości można im wmówić absolutnie wszystko. To przedstawiciele właśnie tej grupy wierzą autorytetom wykreowanym przez Salon bo wiadomym jest, że na brak wiedzy najlepszym antidotum jest autorytet (moralny jak ks. Czajkowski, czy ekonomiczny jak Leszek Balcerowicz). Są niebezpieczni ponieważ święcie wierzą w to co mówią. Ich wiara jest niezachwiana ponieważ nie mają sposobu na jej weryfikację. Innymi słowy, są to ludzie często dobrej woli, lecz niedostatecznej wiedzy.

Szemrani. To działający w cieniu biznesmeni robiący przestępcze lub chociażby niezbyt czyste interesy. Dużą część tej grupy stanowią działacze PZPR, którzy wzbogacili się podczas transformacji dzięki tzw. spółkom nomenklaturowym czyli firmom służącym cudownej zamianie własności państwowej we własność prywatną. Sporą część tej grupy stanowią oficerowie SB. Ale należą tu również ludzie, którzy nigdy z komunizmem nie mieli wiele wspólnego lecz doskonale odnaleźli się w świecie brudnych postkomunistycznych interesów. Wielu z nich to tzw. "zaradni" z Platformy Obywatelskiej. Szemrani nie mogą po prostu wyjść przed publikę i powiedzieć: "ludzie! trzeba zatrzymać Kaczyńskich bo inaczej pójdziemy siedzieć." Dlatego muszą działać z ukrycia np. podpuszczając młodzież przeciwko "faszystom z LPR." W ten oto sposób wykorzystują skądinąd naturalną u młodych ludzi potrzebę buntu do obrony swoich machinacji.

Donosiciele PRL. Tę grupę stanowią ludzie, którzy mają swoje grube teczki w archiwach IPN i bardzo obawiają się ich ujawnienia. Jest to grupa stosunkowo nieliczna jednakże niezwykle wpływowa ponieważ jej przedstawiciele zajmują kluczowe stanowiska w mediach i mają istotny wkład w kształtowanie debaty publicznej. Oczywiście donosiciele PRL mogą zarazem należeć do szemranych ale nie muszą.

Lekko umoczeni w PRL. To grupa znacznie liczniejsza. W skład jej wchodzą ludzie w średnim wieku i starsi, którzy na ogół uczciwie przeżyli czas PRL, może nawet w jakiś sposób starali się przeciwstawiać komunistom ale nie należeli do elity tzw. opozycji. Ci ludzie obawiają się IV RP ponieważ skutecznie wmówiono im, że obowiązkowa rozmowa z esbekiem przed wydaniem paszportu lub pomoc w akcji zbierania makulatury w latach siedemdziesiątych to w IV RP wystarczające powody by człowieka rozstrzelać.

Mudżahedini postępu. Inaczej: sieroty po Karolu Marksie czyli ideowa lewica. Ludzie należący do tej grupy bronili kiedyś klasy robotniczej przed amerykańskim imperializmem ale niestety robotnicy dali nogę i trzeba było znaleźć proletariat zastępczy. Z braku laku rolę proletariatu muszą odgrywać homoseksualiści, niepełnosprawni, mniejszości narodowe, molestowane kobiety itd. Obrona tych "mniejszości" przed "kaczyzmem" pozwala zbić kapitał polityczny i mieć poczucie odwalenia dobrej roboty na rzecz postępu. Nie wszyscy mudżahedini postępu są cyniczni, niektórzy z nich (szczególnie ci pochodzący ze środowisk akademickich) szczerze wierzą w to, co mówią. Dlatego dla wielu odbiorców są przekonujący. Inaczej rzecz ujmując, są to ludzie, którzy zwalczają ideę IV RP ponieważ jest to idea prawicowa a oni mają poglądy lewicowe.

Rozumni. Istnieje pewna grupa przeciwników IV RP, którzy zdają sobie sprawę ze skali degeneracji naszego państwa, nie należą do szajki złodziei i esbeków, ideologia lewicowa jest im obca a jednak przeciwstawiają się IV RP. Są to ludzie, którzy uważają, że być może IV RP jest dobrym pomysłem ale koszt jej utworzenia przewyższa korzyści z jej powstania. Jaki to może być koszt? Andrzej Lepper w roli wicepremiera, całkiem spore pieniądze wyrzucone na idiotyczne programy w styli podwójnego becikowego itd. Można o tych ludziach powiedzieć, że na podstawie trafnej obserwacji rzeczywistości wyciągają inne wnioski niż zwolennicy IV RP. To zrozumiałe zjawisko, ponieważ każdy z nas posługuje się odrobinę inną hierarchią wartości a z innej hierarchii wartości wynikają odmienne oceny ludzkich działań.

Z kim warto rozmawiać a z kim nie?

Na pewno bez sensu są jakiekolwiek rozmowy z szemranymi i donosicielami PRL. Ci ludzie trafnie rozpoznają swoje interesy i zagrożenia wynikające dla nich z budowy IV RP. Zatem im bardziej będziemy ich przekonywać do zalet nowego państwa tym mocniej utwierdzimy ich w przekonaniu, że należy się tej idei przeciwstawić.

Na pewno warto rozmawiać z ofiarami mediów i lekko umoczonymi w PRL. Te dwie grupy działają na podstawie błędnego rozpoznania rzeczywistości więc warto podejmować próby edukacyjne. Z mojego doświadczenia wynika, że najlepiej przemawiają do nich opowieści dotyczące konkretnych ludzi, których znają osobiście. Tj. historia sąsiada spod 7., który prosto z AK trafił do katowni UB a obecnie żyje z 700 zł emerytury w zestawieniu z sąsiadem spod 34., który jako były oficer UB ma 3400 zł emerytury lepiej przemawia do wyobraźni niż pokazanie największych przekrętów w otoczeniu prezydenta "magistra" Kwaśniewskiego.

Czy warto rozmawiać z mudżahedinami postępu? Moim zdaniem, z niektórymi tak. Warto rozmawiać z tymi, którzy wspierają lewactwo z powodów ideowych a nie dla kariery politycznej lub biznesowej. Prawdopodobieństwo, że uda się ich przekonać naszymi argumentami jest mikroskopijne ale być może w wyniku rozmowy zaczną w nas dostrzegać normalnych ludzi a nie "faszystów spod znaku Kaczki." To i tak dużo. Jeśli zaś chodzi o mudżahedinów cynicznych w typie p. Senyszyn to oczywiście szkoda czasu na wymianę poglądów.

Na koniec najtrudniejszy partner rozmowy czyli rozumny. Ma podobną do naszej percepcję rzeczywistości ale odmienną hierarchię wartości. Nie mamy żadnych szans na zmianę jego hierarchii wartości więc nie da się tego człowieka przekonać do naszej sprawy. Ale czy efektem każdej rozmowy musi być przekonanie? Czasem warto porozmawiać dla samej rozmowy. Musi być spełniony tylko jeden warunek. Zarówno nasz partner jak i my musimy zgadzać się co do kształtu faktów, o których dyskutujemy.

Co z tego wynika? Większość przeciwników IV RP to ludzie, którzy błędnie postrzegają rzeczywistość. Nie są sami w sobie źli albo głupi więc zawsze można mieć nadzieję, że kiedyś zostaną przekonani i dlatego warto z nimi rozmawiać. Na rozmowy z pozostałymi nie traćmy czasu, dzięki temu będziemy go mieli więcej na rozmowy z tymi, których być może da się przekonać.

2006/08/23 

Kręgosłup Leszka Balcerowicza

O Leszku B. znowu głośno. Tym razem dlatego, że ma zostać przesłuchany przez komisję śledczą do spraw banków. Napisano wiele na temat jego zdolności i wiedzy (zdaniem jednych: ogromnej; zdaniem innych: żenującej) ale stosunkowo rzadko poruszana jest kwestia jego charakteru. Jakim człowiekiem jest właściwie Leszek Balcerowicz? On sam przedstawia siebie jako twardego, niezłomnego profesjonalistę, który uparcie dąży do celu jakim jest obrona polskiej złotówki przed oszołomami. Wiele osób uważa, że ten wizerunek jest prawdziwy a za rzekomy geniusz ekonomiczny Balcerowicza jego zwolennicy daliby się pokroić (szczególnie ci, którzy wiedzę ekonomiczną czerpią z gazet codziennych i telewizji).

Czy taki wizerunek Leszka Balcerowicza odpowiada rzeczywistości? Czy rzeczywiście jest on niezłomnym twardzielem, który potrafi w słusznej sprawie wystąpić w pojedynkę przeciw wszystkim? Najprościej odpowiedzieć na to pytanie przyglądającej się jego życiorysowi.

Co do początku nikt się nie spiera. Wielki Ekonomista urodził się w małej miejscowości Lipno. O latach młodzieńczych nie wiemy zbyt wiele oprócz tego, że w tym okresie uprawiał biegi długodystansowe. Wreszcie rozpoczął studia w Szkole Głównej Planowania i Statystyki. W tym miejscu warto się zatrzymać i zastanowić chwilę na wyborem uczelni, którego dokonał Leszek B. Dzisiaj SGH (dawna SGPiS) to jedna z najbardziej renomowanych szkół w Polsce. Nie ma tu miejsca by zastanawiać się nad tym skąd się ta renoma wzięła ale warto zwrócić uwagę, że w latach sześćdziesiątych, gdy nasz bohater rozpoczynał studia uczelnia ta nie cieszyła się wielką renomą. Nie cieszyła się nią ponieważ była kuźnią PRL-owskich kadr. W środowisku naukowym SGPiS była traktowana z przymrużeniem oka chociażby dlatego, że sama nazwa uczelni mówiła jaki ustrój będą budować jej absolwenci. Szkoła Główna Planowania i Statystyki była szkołą główną centralnego planowania czyli ręcznego sterowania gospodarką. Dla tych czytelników, których nie było w tych czasach na świecie wyjaśniam, że to właśnie dzięki centralnemu planowaniu wielu mieszkańców naszego kraju musiało używać w toalecie Trybuny Ludu zamiast papieru toaletowego – takie to było planowanie i taka statystyka. Tak więc już na etapie wyboru uczelni Leszek Balcerowicz dokonuje jasnego wyboru ideologicznego. Będzie należał do elity centralnie planującej budowę socjalizmu.

Bohater naszej opowieści podejmuje studia na kierunku Handel Zagraniczny, który był obiektem westchnień wszystkich młodych karierowiczów PRL. Po ukończeniu tego kierunku (i obowiązkowym zapisaniu się do PZPR) można było liczyć na pracę w którejś z central handlu zagranicznego a w ówczesnych czasach taka robota to było prawdziwe Eldorado.

Jeszcze przed ukończeniem studiów tj. w 1969 roku młody Leszek B. zgłasza akces do PZPR i po rocznym stażu zostaje przyjęty w poczet członków tej „prestiżowej” organizacji (nr legitymacji 6165). Tu znowu warto pokusić się o głębszą refleksję. Wedle moich obliczeń (nie mam pewności czy są one trafne ponieważ nie kończyłem SGPiS) rok 1969 nastąpił po roku 1968. W marcu 1968 roku Polska Zjednoczona Partia Robotnicza „oczyściła” swoje szeregi z osób pochodzenia żydowskiego. Wiele z nich zostało zmuszonych do emigracji, wielu straciło pracę. Jest to jedna z bardziej haniebnych kart historii PRL (nawet jeśli prawdziwe są sugestie, że sprawa była organizowana i inspirowana przez Moskwę). To wszystko działo się w roku 1968 a już rok później nasz Niezłomny zapisuje się do PZPR. W moim odczuciu w 1969 roku do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej mógł się zapisać tylko świnia i karierowicz bez kręgosłupa moralnego albo idiota nie mający pojęcia co się wokół niego dzieje. Ten drugi wariant w przypadku Leszka B. raczej odpada ponieważ nie można mu odmówić inteligencji a o zamieszkach na Uniwersytecie Warszawskim mówiło wtedy całe miasto więc brak informacji również nie wchodzi w grę. Wygląda więc na to, że Leszek Balcerowicz zachował się wtedy jak typowy żałosny karierowicz. Warto zapamiętać ten fakt ponieważ pomoże on nam w interpretacji dalszych jego zachowań. Przy okazji warto też zwrócić uwagę na zabawną cechę „salonowego” sposobu wartościowania zachowań ludzi, wedle którego opisane powyżej fakty wcale nie kompromitują Leszka Balcerowicza. Co innego gdyby się zapisał do PIS. Wtedy z miejsca można by go nazwać faszystą.

Balcerowicz rozpoczyna karierę „naukową” na SGPiS („naukową” w cudzysłowie ponieważ podobno treść jego twórczości z tego okresu nie nadaje się do przytaczania). W roku 1978 jego kariera wchodzi w nowy okres. Zaproponowano mu wyższe stanowisko w nowym miejscu pracy. Ofertę przyjmuje i podejmuje pracę w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR. Nic nie wiadomo na temat tego, czy Leszek rozwiązał jakiś problem marksizmu ale po raz kolejny widzimy, że bohater naszej opowieści dla awansu jest gotów zgodzić się na każdy „kompromis”.

Nadchodzi rok 1989 i „okrągły stół”. Komuniści oddają władzę polityczną swoim partnerom z opozycji (oczywiście z tej opozycji, z którą komuniści chcieli rozmawiać, zainteresowanych odsyłam do książki T. Bochwic) a sobie pozostawiają władzę ekonomiczną (jakoś mało się dzisiaj pisze o spółkach nomenklaturowych…). Potrzebny jest ktoś, kto swoim nazwiskiem będzie firmował trudne reformy gospodarcze ale zarazem będzie wiedział komu należy być posłusznym. To doskonała rola dla Leszka Balcerowicza. Nasz bohater przygotowuje dzieło swojego życia czyli tzw. „plan Balcerowicza”. W rzeczywistości autorem planu jest Jeffrey Sachs z Harvardu, Leszek Balcerowicz daje tylko polskie nazwisko, niezbędne żeby tubylcy nie zaczęli zadawać niestosownych pytań (o suwerenność, samostanowienie, interesy ekonomiczne społeczeństwa itp. zupełnie nieistotne kwestie). Kto nie wierzy, że tak było niech poszuka w zachodniej prasie czegoś na temat planu Balcerowicza. Niewiele się tego znajdzie. Znacznie więcej można przeczytać o planie Jeffreya Sachsa. W tym momencie życiorysu Leszka Balcerowicza zatrzymajmy się po raz kolejny i zastanówmy się nad następująca kwestią. J. Sachs przywozi plan, który ma doprowadzić do transformacji polskiej gospodarki (plan nieudany, ale to już inna sprawa) i przekazuje go do realizacji Leszkowi B. Czy ten ostatni zadaje sobie pytania o to, jakie cele przyświecają Sachsowi? Oczywiście, przekształcenie polskiej gospodarki w rynkową jest korzystne dla państw Zachodu samo w sobie ale dlaczego przy okazji nie „ustawić” transformacji tak, by skorzystali na tym również np. inwestorzy z USA? W końcu Jeffrey Sachs i inni „doradcy” nie przyjeżdżali do Polski za własne pieniądze… Czy Wielki Ekonomista myśli o tym? Czy zastanawia się w jaki sposób przekazać Polakom majątek przedsiębiorstw tak, by Polska gospodarka znalazła się w polskich rękach? Może się zastanawia ale… Przypomnijmy sobie jaką decyzję Leszek Balcerowicz podjął gdy wybierał uczelnię i kierunek studiów, przypomnijmy sobie jaka była jego reakcja na wydarzenia marca 1968 roku, przypomnijmy sobie jakie problemy rozwiązywał w miejscu pracy… Zawsze i wszędzie Leszek Balcerowicz idzie pod rękę z tym, kto jest silniejszy. Myślę, że w 1989 również zadziałał oportunizm i nawet jeśli miał jakieś wątpliwości dotyczące planu Sachsa to schował je do kieszeni, tak jak chował do kieszeni swoje ewentualne wątpliwości we wszystkich wcześniejszych opisanych sytuacjach.

Skąd zatem legenda niezłomnego Wielkiego Ekonomisty? Już w 1993 r. zachodni ekonomiści pisali wprost, że plan Balcerowicza zakończył się porażką i dlatego uruchomiono machinę propagandową, która miała przekonać Polaków, że w rzeczywistości był to wielki sukces. Jeśli sukces był wielki to i jego autor musiał być Wielkim Ekonomistą. Machina propagandowa zadziałała tak skutecznie, że po pewnym czasie sam Balcerowicz uwierzył w swoją wielkość. Bądźmy szczerzy, kto z nas oparłby się powszechnemu uwielbieniu ze strony "autorytetów" i zachował trzeźwe zdanie na swój temat? Uwierzyć w wielkość Balcerowicza było tym łatwiej, że każdy, kto ośmielił się publicznie go skrytykować natychmiast otrzymywał łatkę „oszołoma” i „księżycowego ekonomisty”. To spowodowało, że nawet w środowisku akademickim niechętnie mówiono o błędach popełnionych przez Balcerowicza (właściwie: przez Sachsa). Ważniejszy był jednak inny skutek przylepiania krytykom łatki „oszołoma”. Świadomość narażenia się na ostracyzm ze strony elit powodowała, że krytyką Balcerowicza zajmowali się tylko ci, którzy mieli niewiele do stracenia a więc przede wszystkim ludzie spoza establishmentu. Dzięki temu łatwo było wytworzyć przekonanie, że każdy kto krytykuje Balcerowicza to prostak i nieuk. Tym bardziej, że do tej krytyki zabierali się przeważnie straceńcy czyli ludzie odważni ale niekoniecznie dysponujący argumentami merytorycznymi.

Ale wróćmy do Leszka B. Zachodnia finansjera poklepuje po plecach i przyznaje nagrody, Gazeta Wyborcza pisze peany, Lepper opluwa. Jak w takich warunkach nie uwierzyć w swój własny geniusz? Trzeba było uwierzyć i Balcerowicz po raz kolejny stanął na wysokości zadania. Dlatego teraz tak bardzo się irytuje, gdy ktokolwiek sugeruje, że mógłby stanąć przed komisją śledczą. Jakim prawem jakieś chłystki chcą przesłuchiwać ekonomicznego zbawcę narodu? I co z tego, że zasiadał w radzie fundacji, którą finansowały podległe mu banki? Może zwykłemu śmiertelnikowi by nie wypadało ale Balcerowiczowi to uchodzi!

Leszek Balcerowicz rzeczywiście uwierzył, że jest geniuszem, który stoi ponad innymi i dlatego upadek będzie dla niego bardzo bolesny. Tym bardziej, że z kręgosłupem (moralnym) u niego nietęgo.

2006/08/03 

Panie Ziemkiewicz, wykorzystują Pana

Na początku października 2005 roku p. Ewa Wanat, redaktor naczelna radia TOK FM, postanowiła zakończyć współpracę z p. Rafałem A. Ziemkiewiczem, który był komentatorem tej stacji. Przyczyna zwolnienia była niebagatelna. RAZ powiedział na antenie o swoim sporze prawnym z A. Michnikiem. To niewybaczalne wykroczenie ponieważ niektórzy słuchacze TOK FM mogli dowiedzieć się dzięki tej wypowiedzi, że istnieją ludzie, którzy mają inne zdanie niż Nadredaktor Michnik. Takich demoralizujących poglądów nie wolno rozsiewać.

Od tego zdarzenia upłynęło 10 miesięcy a TOK FM w dalszym ciągu wykorzystuje nazwisko byłego pracownika do promowania swoich stron internetowych. Strony TOK FM przedstawiają się wyszukiwarkom internetowym w następujący sposób:

meta name="Keywords" content="radio, TOK FM, paradowska, ziemkiewicz, wanat, gawryluk, kolenda-zaleska, żakowski, radio informacyjne, inforadio, pierwsze radio, my jesteśmy pierwsi"


Całkiem sprytnie. Pensji płacić nie trzeba a profity ze znanego nazwiska dalej płyną. (Przy okazji widać prawdziwą hierarchię „gwiazd”: p. Żakowski ostatni)

Kto nie wierzy może sam sprawdzić. Wystarczy wejść na główną stronę TOK FM http://serwisy.gazeta.pl/tokfm/0,0.html a następnie w menu View (Widok) wybrać opcję Source (Źródło). Naszym oczom ukaże się poniższy obrazek.








Tak to bywa, gdy człowiek wpadnie w nieodpowiednie towarzystwo: trudno się potem z niego wyplątać. Dlatego ku przestrodze przyszłych ewentualnych współpracowników Agory warto zacytować Boya-Żeleńskiego:

Mann kann singen,
Mann kann tanzen,
aber nicht mit den Zasrancen.

PS. Jeśli ktoś zauważy, że strona Tok FM została zmieniona (wykasowano Ziemkiewicza) niech da znać. Zmierzym w ten sposób czas reakcji.