2006/07/31 

Paradoks nagiego karła czyli jak niszczona jest wolność słowa

Przypadkowo trafiłem na ciekawy program w telewizji VH1. To były parapetówa u znanego hollywoodzkiego karła Verna Troyera. Verne ma 81 cm wzrostu więc już po wypiciu pierwszego piwa był nieprzytomny. Pijany karzeł, ale ubaw! Ale to dopiero początek. Naszego małego bohatera zaniesiono następnie do łóżka gdzie udawał on kopulację z poduszką i wydawał jednocześnie stosowne dźwięki. Krótko: big fun! Najlepsze było jednak na końcu. Karzeł wsiadł na elektryczny rowerek i nago jeździł po swoim domu by w końcu zatrzymać pojazd w kącie jednego z pokojów i wprost z rowerka oddać mocz na ścianę i podłogę. Normalnie odjazd!

Jeszcze długą chwilę po zakończeniu tego programu siedziałem jak oniemiały. Ale nie mam zamiaru pomstować na „dzisiejsze czasy.” Bardziej mnie interesuje jak doszło do tego, że tak żenujący prymitywizm, który jeszcze 10 - 15 lat temu był w telewizji nie do pomyślenia dzisiaj jest codziennością i co z tego wynika dla wolności słowa.

Dlaczego tego typu programy są produkowane i pokazywane? Ponieważ hołota chce je oglądać i nie można jej tego zabronić. Nie można zaś zabronić ponieważ tego typu wypowiedzi chroni zasada wolności słowa. Podobnie zresztą ja pornografię (choć w tym przypadku chodzi raczej o wolność do jęczenia). Oczywiście zasada wolności słowa powstała po to, by bronić możliwości wypowiadania dowolnych poglądów politycznych a nie po to, by pokazywać nagiego karła na rowerze. Takie stosowanie tej zasady jest zwykłym nadużyciem. Ale dlaczego tego typu nadużycia są raz po raz dokonywane i stosowne organy państwowe się im nie przeciwstawiają?

Otóż wolność wypowiedzi może dotyczyć trzech sfer: obyczajowej, religijnej i politycznej. W sferze obyczajowej dozwolone jest już prawie wszystko a jeśli jeszcze czegoś nie wolno, to niebawem się to zmieni. Sfera religijna dawno przestała być chroniona i doszliśmy do sytuacji, w której ten, kto mocniej sponiewiera kościół (najlepiej katolicki) jest promowany na większego mędrca. A co wolno w sferze prawdziwej polityki? Okazuje się, że znacznie mniej niż w dwóch poprzednich. Po pierwsze, nie wolno wyrażać się w sposób politycznie niepoprawny. Jest to bardzo istotne ograniczenie wolności słowa ale jakoś mało kto zwraca na nie uwagę (nie jest to zresztą przypadek: żeby wskazać na to ograniczenie trzeba użyć słów politycznie niepoprawnych, a skoro ich używanie jest zabronione…) Po drugie, często nie wolno mówić prawdy o politycznej „kuchni” i prawdziwych stosunkach panujących w społeczeństwie. Najlepiej widać to w sytuacjach ekstremalnych, np. takich jak konflikt zbrojny. Spróbujmy sobie przypomnieć początek wojny w Iraku. "Osadzeni" w amerykańskich oddziałach reporterzy przekazywali informacje, które potem okazywały się zwykłymi kłamstwami (np. tłumy obalające pomnik Saddama, okazały się w rzeczywistości garstką najemników sprowadzonych wyłącznie po to, by akcja dobrze wyglądała w TV). Zaś w niezależnych reporterów Reutersa, którzy nie byli wystarczająco "osadzeni" niechcący trafiła amerykańska rakieta. Jeśli pozostaniemy na gruncie amerykańskim to zauważymy, że w mainstreamowych mediach można dowoli pisać i mówić o zaletach i wadach Republikanów i Demokratów ale nie wolno powiedzieć, że w gruncie rzeczy są to dwie frakcje tej samej partii wielkiego biznesu. W Polsce do niedawna każdy kto wskazywał na postkomunistyczny układ korumpujący nasz kraj otrzymywał etykietę oszołoma (a przede wszystkim nie był wpuszczany do mainstreamowych mediów).

Można z powyższego wysnuć wniosek, że prawdziwa wolność słowa jest niebezpieczna dla rządzących i dlatego wolą oni by ludzie dostali namiastkę wolności słowa w obszarach, które są z punktu widzenia sprawowania władzy nieistotne. Takim obszarem są właśnie kwestie obyczajowe. Niestety, tzw. wolność słowa w kwestiach obyczajowych ma istotny wpływ na wolność słowa w kwestiach politycznych.

Po pierwsze, morze głupawych programów takich jak ten opisany powyżej powoduje, że trudno przebić się do opinii publicznej z jakimkolwiek przekazem, który dotyczy kwestii naprawdę istotnych a nie puszczania bąków, bekania i gołej d…

Po drugie, żeby zainteresować masowego odbiorcę kwestiami istotnymi trzeba o nich mówić w tej samej kloaczno-skandalicznej konwencji, w której opisywane są przygody Verna Troya ponieważ inaczej przekaz zostanie niezauważony. Weźmy choćby ten wpis - gdyby nie „nagi karzeł” w tytule to pewnie pies z kulawą (przepraszam: sprawną inaczej) nogą by tu nie zajrzał. Zaś posługiwanie się tą konwencją wymusza uproszczenia, które szkodzą poziomowi dyskusji.

Po trzecie, dzięki obyczajowej namiastce wolności słowa ludzie żyją w fałszywym przekonaniu, że dysponują całkowitą wolnością. Takie fałszywe przekonanie powoduje, że nie zrobią nic by osiągnąć prawdziwą, polityczną wolność słowa.

Z powyższego wynika, że obyczajowa „wolność słowa” szkodzi swobodzie wyrażania poglądów politycznych. Nieprawdziwe jest zatem powszechnie obowiązujące przekonanie mówiące, że obyczajowa i polityczna wolność słowa idą ze sobą w parze i że ograniczenie pierwszej z nich jest równoznaczne z ograniczeniem drugiej. Jest dokładnie odwrotnie: im więcej można publicznie powiedzieć od d… Maryny, tym trudniej dyskutować o sprawach poważnych.

2006/07/26 

"Wybiórcza" ekologia

Od paru dni GW robi wielką aferę w związku z planowanym przebiegiem autostrady przez dolinę Rospudy. Drze szaty. Namawia do podpisania protestu. Sięga po głosy zawsze gotowych do plucia „autorytetów” z frakcji Zielonych w Parlamencie Europejskim.

Trochę ponad roku temu Rzeczpospolita napisała, że ktoś wycina nielegalnie drzewa przed billboardami należącymi do Agory. Żeby reklamy było lepiej widać. Oczywiście sprawcy do dzisiaj pozostają nieznani. Nikt nie widział ludzi, którzy przy pomocy pił spalinowych w środku nocy wycinają drzewa w centrum Warszawy.

Dziwnym trafem wtedy GW nie protestowała...

2006/07/23 

Ciekawie o Graczyku

Znalazłem w komentarzach do blogu p. Waldemara Kuczynskiego trochę szczegółów na temat rozstania Romana Graczyka z GW, o którym pisałem w blogu. Nie wiem czy to prawdziwa relacja ale dobrze odpowiada mentalności tego środowiska:

"Mauser Says:
lipiec 14th, 2006 at 11:05 pm

Panie Bernardzie - to Roman Graczyk, nie Gontarczyk.
Długie lata służył Michnikowi na pierwszej linii frontu ideolo. Powoli dojrzewał, dojrzewał…
Zrobił wywiad z Kurtyką - wówczas kandydatem na szefa IPN. Zdaniem szefów za słabo mu dopieprzył. Zgodnie z panującymi w GW zasadami chciano mu ten tekst przerobić, odpowiednio “podkręcić”. Graczyk postawił się twardo, tekst spadł.
Za takie rzeczy to na froncie walki z reakcją jest kula w łeb od politruka, więc RG znalazł się na celowniku. Wreszcie podczas suto zakrapianej weekendowej imprezy integracyjnej za miastem, Graczyk dostał się w krzyżowy ogień pytań. Śledczym był Blumsztajn. Graczyk oblał egzamin - przyznał się, że jest zwolennikiem lustracji!
Co się działo, ach co działo, redakcji pół ze śmiechu się tarzało…
Ale Blumsztajn się nie śmiał. Bardziej rzewnie niż zwykle odśpiewał przy ognisku stare żydowskie pieśni a Graczykowi rzucił w przejściu: “szukaj se innej roboty!”.
Tak też się stało. Wezwano go do Centrali. “Utraciliście nasze zaufanie, więc sami rozumiecie, że nie możecie już służyć w naszej frontowej drużynie”.
Graczyk został zwolniony po latach lojalnej pracy, mimo, że był od kilku miesięcy w dramatycznie trudnej sytuacji rodzinno-życiowo-materialnej.
Po jakimś czasie napisał do Rzepy stonowany bardzo tekst, w którym rozprawił się z antylustratorami z GW.
Układ był na tyle ludzki, że pozwolono mu się zatrudnić w Tygodniku Powszechnym :-)"

2006/07/19 

Lista donosów na Polskę

Po adresem konfidenci.blogspot.com utworzyłem listę donosów na Polskę. Znajdują się tam wypowiedzi, których celem jest przedstawienie Polski jako kraju nietolerancji, ciemnoty, faszyzmu itd.

Bardzo proszę o nadsyłanie propozycji do listy.

2006/07/16 

Strach odbiera rozum

To, co od czasu wyborów wyprawiają przeciwnicy PIS nie mieści mi się w głowie. Obserwujemy prowadzoną na dużą skalę akcję zniesławiania Polski na arenie międzynarodowej. Każdy, kto może oczernia nasz kraj w zachodnich mediach nie dbając nawet o minimalny poziom sensowności używanych argumentów. Pan Szymon Niemiec w wywiadzie dla brytyjskiego Guardiana twierdzi, że homoseksualiści są obecnie traktowani w Polsce tak, jak byli traktowani w III Rzeszy. Pani Kazimiera Szczuka w The New York Times oznajmia, że nadawca programu, w którym występowała został ukarany grzywną pośrednio dlatego, że jest ona Żydówką. Wczoraj do chóru dołączył Bronisław Geremek, który na łamach Die Welt twierdzi, że Polska "może stać się przykładem nietolerancji i lekceważenia praw mniejszości."

Jestem w stanie zrozumieć, że tym ludziom wali się świat. Rozumiem, że ci, którzy robili gigantyczne lewe interesy w ciągu ostatnich lat w strachu o własną skórę bez skrupułów sięgają po usługi tzw. „pożytecznych idiotów.” Jedno jest dla mnie całkowitą zagadką. Czy wyżej wymienieni nie rozumieją, że kampania propagandowa, którą prowadzą zepsuje obraz Polski na wiele lat? Puśćmy wodze wyobraźni i załóżmy, że w następnych wyborach demokraci.prl zdobędą 100% głosów i samodzielnie stworzą rząd. Czy wydaje im się, że w tej samej chwili wizerunek Polski na świecie zostanie wybielony jak za dotknięciem Viziru albo OMO? Czy ci ludzie nie rozumieją, że nawet jeśli kiedyś przejmą władzę to będą musieli wypić piwo, które sami właśnie teraz warzą? Czy są aż tak ograniczeni, że nie widzą długofalowych skutków doraźnej walki politycznej, którą prowadzą?

Czy strach całkowicie odebrał im rozum?

2006/07/13 

Ale piękna manipulacja!

Media podały dzisiaj, że polski eksport wzrósł o 23%. Gdzie tę wiadomość umieściła GW? W mikroskopijnej notatce w dolnym lewym rogu pierwszej strony. Tak się składa, że trochę ponad rok temu polski eksport wzrósł o 26%. Gdzie w GW znalazła się ta wiadomość? Na centralnym miejscu pierwszej strony. Ale to były zupełnie inne czasy, wtedy mieliśmy rząd fachowców z SLD.

Co z tego wynika? Przeciętny czytelnik Wyborczej rok temu mógł pomyśleć „dobrze się dzieje w naszym kraju, to pewnie dlatego, że mamy sprawny rząd!” Ten sam czytelnik dzisiejszej informacji zapewne nawet nie zauważy. Zauważy natomiast w centralnym miejscu pierwszej strony manipulancki tekst o telefonie Merkel do Kaczyńskiego i pomyśli sobie „No tak, wybraliśmy kłótliwych bliźniaków i są efekty!” Domyślam się, że gdyby wybory wygrała PO to dzisiejsza informacja miałaby taką samą formę jak ta sprzed roku a zadowolony z siebie ćwierćinteligent czytając GW przy śniadaniu mógłby zamruczeć pod nosem: „No tak, wybraliśmy partię, która stawia na gospodarkę i są efekty!”

2006/07/02 

Faux pas autoryteta

Pisałem niedawno o kółku wzajemnej adoracji w kontekście przyznanej Witoldowi Gadomskiemu przez NBP nagrody im. Władysława Grabskiego.

Jeszcze jedna kwestia rzuca się w oczy przy tej okazji. Nagrodę przyznaje Narodowy Bank Polski, który "odpowiada za stabilność narodowego pieniądza." Nagroda nosi imię Władysława Grabskiego, człowieka, który stworzył i wprowadził do obiegu walutę "złoty." Tym większe budzi zdziwienie, że nagroda jest przyznawana w euro! W ten sposób Leszek B. wysyła do inwestorów i dziennikarzy bardzo wyraźny sygnał: polska waluta nie zasługuje na zaufanie.

Szkoda, że to nie Jarek Kaczyński przyznaje tę nagrodę bo merdia już by się pieniły ze słusznego oburzenia. Co innego Leszek B. Ten człowiek nie popełnia błędów.

2006/07/01 

Wzajemna adoracja za publiczne pieniądze

Narodowy Bank Polski przyznał nagrody im. Władysława Grabskiego dla dziennikarzy "którzy przyczyniają się do zwiększenia wiedzy ekonomicznej społeczeństwa." Na nagrodę składa się uścisk dłoni prezesa, dyplom i 10 000 euro.

Główną nagrodę otrzymał p. Witold Gadomski z Gazety Wyborczej.

Ten sam p. Gadomski wydał w tym roku książkę w serii "Autorytety". Zgadnijcie, kto jest autorytetem dla pana Witka? Zgadza się, książka jest hagiografią Leszka Balcerowicza, prezesa NBP.

Żenada.