2006/09/18 

Dwa łyki geopolityki

Ostatnio zastanawiałem się czemu upadek komunizmu rozpoczął się właśnie w Polsce. Dlaczego nie w NRD, CSR albo Rumunii? Przez ostatnich kilkanaście lat przekonywano nas, że byliśmy najbardziej opornym narodem i to właśnie nasz upór i walka spowodowały, że wszystko zaczęło się właśnie tutaj.

A co jeśli silna opozycja w Polsce wynikała z woli ZSRR? Może to nie my byliśmy bardziej uparci od Niemców, Czechów czy Węgrów ale Moskwa tylko nam pozwoliła na tworzenie liczącej się opozycji? Może Polska została wybrana na poletko doświadczalne w sposób świadomy? Ale dlaczego wybór padł na Polskę?

Być może Moskwa rozumowała w sposób następujący: jeśli komunizm ma upaść w taki sposób, by udało się zachować jak największe wpływy polityczne i gospodarcze to kraj, w którym przemiany się rozpoczną musi być pod pełną kontrolą Moskwy. Ten warunek będzie spełniony tylko wtedy, gdy wybierzemy kraj, który nie graniczy z żadnym wrogim państwem ponieważ tylko wtedy nie musimy się obawiać zagranicznego wsparcia dla niekontrolowanych przez nas ruchów niepodległościowych. Przyjrzyjmy się krajom, które wchodzą w grę:

Wietnam i Kuba to samotne wysepki komunizmu na oceanie amerykańskiego imperializmu.

Bułgaria odpada bo graniczy z Grecją, Turcją i Jugosławią, której nigdy nie udało się do końca zdominować.

Z powodu granicy z Jugosławią odpada też Rumunia.

Węgry odpadają bo graniczą nie tylko z Jugosławią ale i z Austrią.

Czechosłowacja odpada ze względu na granicę z Austrią i RFN.

NRD - wiadomo.

Pozostaje tylko jeden kraj otoczony ze wszystkich stron krajami "sojuszniczymi" i morzem. Polska. Idealne miejsce do przeprowadzenia wielkiego eksperymentu polegającego na "historycznym porozumieniu przy Okrągłym Stole". Wierne niemieckie Stasi i czeskie StB zadbają o odpowiednią izolację od zachodu i południa a od strony Bałtyku kontrolowanego przez sowiecką flotę nie należy spodziewać się zagrożenia.

Drugi etap rozumowania Moskwy mógł przebiegać w sposób następujący: procesów politycznych o takiej dynamice jak przejście od komunizmu do kapitalizmu nie da się w pełni kontrolować. Prędzej czy później rzeczy wymkną się spod kontroli. Wniosek: w pierwszym etapie operacji kontrola Moskwy będzie znacznie większa niż w kolejnych. Wynika z tego, że transformację trzeba rozpocząć od kraju, w którym jest najwięcej mienia które można przejąć czyli od kraju dużego i rozwiniętego gospodarczo. Dzięki temu, nawet gdy transformacja wymknie się spod kontroli my będziemy mieli już pokaźne łupy. Jeśli zaś rozpoczniemy transformację od kraju małego to i nasze łupy z pierwszego okresu transformacji będą niewielkie. W grę wchodzą więc tylko dwa państwa: NRD i Polska. O pierwszym z nich wiadomo, że otrzyma potężne wsparcie z RFN więc zdobywanie łupów będzie trudne jeśli nie niemożliwe. Zatem znowu geopolityczny palec wskazuje na Polskę.

W ten sposób, drogą selekcji, dochodzimy do wyboru kraju, który z powodu swojego położenia łatwo kontrolować i w którym jest co kraść. W tym kraju należy wyhodować opozycję, którą da się łatwo sterować i która zaakceptuje każdą propozycję "porozumienia". Nie ma obawy, że sąsiedzi przyspieszą przebieg "eksperymentu" ponieważ wszyscy są kontrolowani przez Moskwę.

Jak się czujecie w roli pionków na moskiewskiej szachownicy?

2006/09/15 

Chodzi o kasę?

"(..) do eliminowania konkurencji w opozycji używano różnych metod. Wobec mnie zastosowano cenzurę, zamieniając mnie w Orwellowskie unperson, kiedy pominięto mnie w komunikacie KSS KOR po zatrzymaniu przez SB w 1980 r. Andrzej Gelberg opowiadał mi gorsze rzeczy z czasów stanu wojennego. Jako przedstawiciel MRKS zgłosił się do Jacka Kuronia po przesłane za jego pośrednictwem z Zachodu pieniądze na nielegalne radio "S". Porównali swoje połówki dolara. Pasowały jak ulał. Kuroń zapytał Gelberga, czy są od Zbyszka Bujaka, na co ten odpowiedział, że są niezależną strukturą. Wobec tego, że nie byli swoi, pieniędzy nie dostali.

Kto dostał pieniądze ks. Jerzego?
Jarosław Kaczyński jako redaktor naczelny polecił Andrzejowi Gelbergowi opisanie, jak Adam Michnik i Zbigniew Bujak wraz ze śp. księdzem Jerzym Popiełuszką otrzymali nagrodę pieniężną Kennedych. Chodziły słuchy, że żywi wykolegowali zmarłego. Gdy Gelberg opowiedział mi o swym zadaniu, byłem tak poruszony, że zadzwoniłem do "Gazety Wyborczej". Chciałem zapytać o to Adama Michnika, ale go nie było. Rozmowę ze mną podjęła Helena Łuczywowa. Odpowiedziała mi, że mają pismo od Kennedych, iż wszystko jest w porządku. Poradziłem jej, aby dla zamknięcia ust oszczercom opublikowali to pismo. Odparła, że nie będzie przekonywać nikogo, iż nie zabiła własnej matki.

Po latach Andrzej Gelberg opowiedział grupie dziennikarzy „Tygodnika Solidarność" dalszy ciąg swego dochodzenia. Nagrał on na magnetofon relacje różnych ludzi, przede wszystkim rodziny księdza Jerzego w jego rodzinnej wsi. Po ogłoszeniu w prasie o nagrodzie pieniężnej Kennedych we wsi mówiono, że śpią na pieniądzach, kupili więc nawet psa, gdyż bali się napadu bandytów. Tymczasem nie dostali ani grosza. Następnie Gelberg zapytał o to Zbigniewa Bujaka, który zagroził mu, że go zniszczy, jeśli piśnie choć słowo o tej sprawie. Andrzej Gelberg opisał rzecz w taki sposób, że cytował wyłącznie wypowiedzi różnych uwikłanych w nią osób bez swego komentarza. Kiedy zaniósł tekst naczelnemu, czyli Jarosławowi Kaczyńskiemu, ten mocno poruszony zadecydował, że nie będzie walił adwersarzy poniżej pasa i schował artykuł do kasy pancernej."

"Pomnikowy brąz czy prawda historyczna"
ANTONI ZAMBROWSKI
Gazeta Polska, 13 IX 2006, s. 24

2006/09/09 

Czego boi się Leszek Balcerowicz?

Stało się to, co było do przewidzenia. Leszek Balcerowicz odmówił stawienia się przed komisją śledczą oświadczając, że byłby to zamach na niezależność banku centralnego.

Tylko, że w tej argumentacji nic się nie trzyma kupy.

Po pierwsze, Leszek Balcerowicz to nie Bank Centralny. Gdyby te dwa byty były tożsame to by znaczyło, że wszystkie przepisy ograniczające działania Leszka Balcerowicza jako człowieka ograniczają również niezależność NBP.

Po drugie, komisja śledcza zamierza prezesowi NBP jedynie zadawać pytania. Nie będzie przypiekania na wolnym ogniu, łamania kołem ani nawet sadzania na nodze odwróconego stołka. Więc w jaki sposób niezależność NBP zostanie zagrożona? Czy chodzi o to, że udzielanie zeznań przed komisją to sytuacja mało komfortowa? Zapewne tak, ale po wyjściu z posiedzenia komisji posłowie nic więcej nie mogą Balcerowicz zrobić i może on dalej prowadzić politykę pieniężną zgodnie ze swoimi poglądami. Inaczej rzecz ujmując, jeśli LB ma czyste sumienie to komisja śledcza nie dysponuje żadnymi sankcjami przy pomocy których mogłaby zmusić go zmiany sposobu kierowania NBP. LB próbuje nam wmówić, że samo odpowiadanie na pytania posłów jest taką sankcją ale tego nie można brać poważnie bo oznaczałoby, że nasz wielki niezłomny ekonomista jest w gruncie rzeczy ostatnim tchórzem.

Po trzecie, gdyby istniało niebezpieczeństwo, że wezwanie przed komisję śledczą naruszy niezależność NBP to ustawodawca wyposażyłby prezesa tej instytucji w immunitet.

Po czwarte, zarówno ogólny kierunek polityki pieniężnej jak i najważniejszy jej parametr czyli wysokość podstawowych stóp procentowych ustala Rada Polityki Pieniężnej, która z pewnością nie utraci swej niezależności gdy panu Balcerowiczowi zostanie zadanych parę pytań.

Więc czego naprawdę boi się Leszek Balcerowicz?

2006/09/07 

Smutny los konserwy

Parę dni temu wrzuciłem tutaj parodię plakatów SLD. Niby nic, godzina pracy, a efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Mam na myśli efekty w postaci popularności, która była wyższa niż w przypadku jakiegokolwiek wcześniejszego wpisu.

Powyższe spostrzeżenie skłoniło mnie do refleksji natury politycznej. Wydaje mi się, ze orędownicy IV RP (do których i ja się zaliczam) mają do pokonania znacznie groźniejszego przeciwnika niż wcześniej mi się to wydawało. Dotychczas myślałem, że podstawowi przeciwnicy IV RP to salon, esbecy, malwersanci i pożyteczni idioci. W rzeczywistości sytuacja zwolenników IV RP jest znacznie gorsza. Mamy przeciwko sobie nie tylko wymienione wyżej środowiska ale przede wszystkim kulturę masową. I to jest prawdziwy klops.

Kultura masowa ma to do siebie, że z założenia jest komercyjna. Jeśli ma odnieść sukces komercyjny, to musi trafiać w gusty mas. Jeśli ma trafiać w gusty mas, to musi sprzyjać przede wszystkim najniższym instynktom ponieważ tylko one są wspólne dla wszystkich ludzi. To oznacza, że podstawowym składnikiem kultury masowej będą seks, przemoc, chamskie poczucie humoru i schlebianie głupocie odbiorcy. Słowem wszystko to, co jest łatwe w konsumpcji i daje zadowolenie prostakowi. Jeśli kultura ta ma być spójna pod względem ideologicznym (to znaczy, jeśli ma sama sobie nie przeczyć) to musi być liberalna. Bo tylko w liberalizmie da się uzasadnić dopuszczalność przekazów nasyconych wymienionymi składnikami.

Innymi słowy kultura masowa musi nieść oprócz swej treści podstawowej również przekaz ideologiczny mówiący "wszystko wolno". Kto jest innego zdania, ten jest faszystą (i bezczelnie psuje nam biznes).

Konkluzja jest pesymistyczna. Możemy wygrać z Wyborczą ale na pewno nie wygramy z kulturą masową. Co więcej, kultury masowej nie da się "przerobić" na wersję konserwatywną bo wtedy stanie się wewnętrznie sprzeczna. Możemy próbować wykorzystywać kulturę masową do naszych celów (patrz: plakaty SLD) ale możliwości takiego działania są ograniczone bo nasze idee po prostu do niej nie pasują.

2006/09/05 

Marketing polityczny à la SLD

Nie wiem kto zaprojektował kampanię billboardową SLD ale jestem pewien, że trafi ona do podręczników jako przykład na to, jak kampanii na pewno nie należy robić.

Kilka propozycji dalszego ciągu kampanii:




2006/09/01 

"Kompromitacja" i kompromitacja

Na drugiej stronie dzisiejszej Gazety Wyborczej p. Ewa Siedlecka tak komentuje proces wygrany przez Zbigniewa Wassermana:

"Zbigniew Wassermann ma prawo się kompromitować. Gorzej, że kompromituje instytucje państwa.
(...)
Wassermann uruchomił walec, który przetoczył się po emerytce, kompromitując prawo i swoją funkcję publiczną przy pomocy organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości."


Dziewięć miesięcy wcześniej w tej samej gazecie, na tej samej stronie, ta sama p. Siedlecka tak komentowała ułaskawienie przez Aleksandra Kwaśniewskiego pana Zbigniewa Sobotki, który został skazany prawomocnym wyrokiem sądu za współpracę z gangsterami:

"Oczywiście, pozostaje niesmak - prezydent ułaskawił kolegę. I to człowieka, który stał się symbolem "republiki kolesiów".
Część opinii publicznej mu tego nie wybaczy. Aleksander Kwaśniewski nie udaremnił jednak wymierzenia sprawiedliwości. Dlatego ten akt łaski nie jest kompromitacją Kwaśniewskiego ani jego prezydentury."


Ktoś tu się chyba kompromituje.