2008/02/20 

Kochany onecik

Czasem zaglądam na Onet zobaczyć co tam dzisiaj nakłamali. Nigdy się nie zawodzę. Przykład z dzisiaj: Na pierwszej stronie następujący tytuł:

Tusk złoży prezydentowi i opozycji ofertę ws. podziału władzy

Myślę, że każdy normalny człowiek zrozumie ten tytuł w ten sposób, że Tusk chce się podzielić władzą z prezydentem i opozycją. W środku jednak czytamy wypowiedź Tuska:

- Trzeba rozpocząć debatę konstytucyjną i przedyskutować, kto ma mieć więcej władzy - prezydent czy premier. Chcę, żeby Polska miała za kilka lat konstytucję, w której będzie jasno powiedziane, że ten, kto wygrywa wybory, ten rządzi - podkreśla Tusk.

Domyślam się, że Tusk ma na myśli wygranie wyborów parlamentarnych bo przecież w innym przypadku jego wypowiedź nie miałaby sensu. Teraz też tak jest, że kto wygrywa wybory ten rządzi (premier i prezydent - każdy w swoim zakresie). Tak więc Tusk sugeruje, że trzeba prezydentowi zabrać władzę i przekazać ją premierowi. Czyli nie chodzi o podzielenie się władzą tylko o jej odebranie.

Czekam na kolejne wiadomości w Onecie utrzymane w tej samej logice. Na przykład: „Wielokrotnie notowany bandyta Zygmunt K. złożył emerytce ofertę ws. podziału majątku. Powiedział: „Dawaj, k…, kasę albo cię zaje…” Oferta została przyjęta. Policja poszukuje złodzieja.”

2008/02/13 

The Times i polskie ofiary Auschwitz

Ponad tydzień temu na łamach brytyjskiego dziennika The Times ukazał się tekst o wycieczkach angielskich dzieci do obozu w Auschwitz. Wycieczki te są organizowane przez Anglików ponieważ są oni świadomi, że prędzej czy później zabraknie ostatnich świadków Holocaustu. Dlatego postanowili wysyłać po dwóch uczniów z każdej szkoły do Auschwitz by zobaczyli jakiej zbrodni dopuścili się Niemcy (tfu, przepraszam, „Naziści”) i potem wiedzę tę, a raczej wrażenia z tej jednodniowej wycieczki przekazywali swoim rówieśnikom. Jest to pomysł niewątpliwie wartościowy i ciekawy jednak jeszcze ciekawszy jest sposób w jaki The Times informuje swoich czytelników czym był KL Auschwitz:

“death camp in Poland where more than one million Jews, Roma, Sinti, gay, disabled and black people were put to death.”

Co się tłumaczy:

“obóz śmierci w Polsce gdzie zamordowano ponad milion Żydów, Romów, homoseksualistów, niepełnosprawnych i Murzynów.”

Nie znalazłem w żadnych źródłach ilu w Auschwitz zamordowano Murzynów (nawet jeśli tylko jednego, to o jednego za dużo) ale wiadomo z pewnością, że drugą pod względem liczby zamordowanych w Auschwitz grupą byli Polacy. Zginęło ich tam ok. 75 000 czyli ponad trzy razy więcej niż Romów (21 000) i ponad dwa razy więcej niż przedstawicieli wszystkich innych narodowości razem wziętych (30 000). Dlaczego The Times zapomniał o tej „skromnej” liczbie polskich ofiar? Nie śmiem podjerzewać, że powodem jest "oficjalna" wersja historii o "Nazistach", którzy przecież prześladowali mniejszości a Polacy jako żywo żadną mniejszością w swoim kraju nie byli. No i jeszcze na ogół są bezczelnie białymi katolikami.

Na szczęście w Polsce ukazuje się gazeta powiązana z The Times tj. Dziennik Polska The Times. Do redakcji tej gazety wysłałem list, treść którego zamieszczam poniżej. Zobaczymy na ile Dziennik jest Polska a na ile The Times.

„Szanowni Państwo,
Na łamach brytyjskiej gazety The Times, z którą powiązana jest Państwa gazeta 4. lutego 2008 ukazał się tekst o obozie koncentracyjnym w Auschwitz („Day trip to Auschwitz for pupils from every school”). Wśród ofiar tego obozu wymieniono Żydów, Cyganów, homoseksualistów, osoby niepełnosprawne a nawet Murzynów jednak ani słowem nie wspomniano o Polakach, którzy, jak można przeczytać w każdej encyklopedii, stanowili drugą pod względem liczebności grupę ofiar tego obozu. Uważam, że Państwa obowiązkiem jest doprowadzenie do zamieszczenia odpowiedniego sprostowania na łamach gazety The Times. Listy kierowane przez kilka osób bezpośrednio do The Times pozostały bez odpowiedzi.
Liczę na Państwa działanie i odpowiedź.”

2008/01/16 

Nam nie jest wszystko jedno

Dowiedziałem się dzisiaj, że Agora uruchomiła nowy portal www.widelec.pl który ma być (nieudolną) podróbką YouTube. Fantastycznie, że Agora, przedsiębiorstwo ze styropianu powołujące się bez przerwy na ethos podziemia, przedsiębiorstwo ze wszech miar etyczne, dbające o kulturę przekazu, przedsiębiorstwo, któremu "nie jest wszystko jedno" zaczyna od pokazywania filmiku z małpą w zoo, ktora sika sobie do gęby (nie piszę do ust, bo usta to ma człowiek). Ubaw po pachy! A jaka kóltóra! Na stronie nie ma mozliwosci dodawania nowych filmów z czego wnioskuję, że to załoga Agory musiała dodać ten "zabawny" filmik...

Triki Małpki Fiki Miki

2008/01/13 

Ziemkiewiczowi do sztambucha

Lubię i cenię publicystykę Rafała Ziemkiewicza ponieważ potrafi on celnie opisać realia polityczne naszego kraju i ma, rzadką w naszych czasach, odwagę występowania przeciwko Salonowi. Jedno mnie u Ziemkiewicza irytuje: jego niezrozumiała miłość do Leszka Balcerowicza i fascynacja tym "geniuszem ekonomii". Dlatego pozwalam sobie na małą złośliwostkę, która – jeśli RAZ ją przeczyta, w co wątpię – może dać mu do myślenia.

W książce "Polactwo" cztery lata temu RAZ pisał tak:

"Leszek Balcerowicz okazał się jednym z bardzo rzadkich w najnowszej historii Polski przypadków autentycznego patrioty i człowieka oddanego idei.[…]
Jako prezes NBP Balcerowicz zarabiał pięć, nawet dziesięć razy mniej, niż dostałby jako prezes banku komercyjnego – a można być pewnym, że każdy bank komercyjny, gdyby tylko zechciał, zaofiarowałby mu prezesurę z pocałowaniem w rękę. Nawet, jeśli nie zostałby mianowany szefem Międzynarodowego Funduszu Walutowego – a trudno powiedzieć jak potoczyłyby się sprawy, gdyby nie odrzucił tej oferty z góry – mógłby Balcerowicz przy swojej pozycji w każdej chwili wyjechać do Ameryki i tam, objąwszy katedrę na najbardziej prestiżowym z uniwersytetów, żyć jak pączek w maśle, zbierając hołdy. A gdyby mu się nie chciało męczyć regularną pracą, mógłby ograniczyć się do objeżdżania przez miesiąc, dwa w roku Ameryki i Zachodniej Europy z wykładami, za które w kilka tygodni zarabiałby więcej, niż Rzeczpospolita wypłaca mu przez rok. […] mamy oto człowieka, który mogąc zarabiać krocie za oceanem, od lat zadowala się w służbie swemu krajowi skromną jak na jego kwalifikacje pensyjką, domkiem pod Warszawą i średniej klasy samochodem."


Po pierwsze, nie mogę się powstrzymać od spostrzeżenia, że jest to opis na miarę dwunastolatka który właśnie pierwszy raz w życiu przeczytał Winnetou i próbuje sobie wyobrazić dalsze losy swego bohatera. Z tym, że zamiast Winnetou mamy Bladą Twarz Balcerowicza.

Po drugie, w prawie rok po tym jak LB opuścił stanowisko prezesa NBP warto sprawdzić na ile ten opis odpowiada rzeczywistości.

Prezesura banku komercyjnego? Nic nie wiemy o tym, by tabuny headhunterów przez ostatni rok próbowały upolować LB dla CitiGroup albo Deutsche Bank (gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że być może w umowie o pracę z NBP LB ma zapisany zakaz pracy w bankach komercyjnych przez pewien czas).
Szefowanie MFW? Znowu były plotki, jakiś węgierski ekonomista coś na ten temat wspominał, Leszek Balcerowicz zdaje się tym razem nie odrzucił oferty ale oczywiście stanowisko wziął ktoś inny.
Katedra na najbardziej prestiżowym uniwersytecie? Nie spierajmy się czy chodzi o Stanford, Harvard czy Princeton – jak wyżej, czyli nic z tego.
Wykłady i krociowe zarobki za oceanem? Z tego co wiemy jedyna aktywność LB za oceanem to współpraca z The Center for European Policy Analysis – instytucja ta cieszy się zerowym prestiżem więc pewnie i wynagrodzenie raczej nie jest "krociowe".

Wartość profesjonalną pracownika w kapitalizmie wyznacza rynek. Wartość jaką rynek wyznaczał w ciągu ostatniego roku na usługi Leszka Balcerowicza zupełnie rozmija się z legendą kreowaną wokół Wielkiego Ekonomisty. Co jest wobec tego bardziej rozsądne: przyjęcie, że rynek się myli czy odrzucenie legendy? Może jednak pensyjka, którą Rzeczpospolita wypłacała Leszkowi Balcerowiczowi wcale nie była zbyt "skromna jak na jego kwalifikacje"

2008/01/12 

Dlaczego nie chce mi się pisać

Ostatni wpis na tym blogu zamieściłem na początku września zeszłego roku. Nie pisałem ani w czasie kampanii wyborczej ani podczas formowania rządu platfusów. Jednym z powodów było to, że przez parę miesięcy byłem zagranicą i nie miałem czasu ani możliwości śledzenia tego co dzieje się w kraju. Ale to tylko pretekst. Prawdziwy powód jest inny.

W naszej polityce jak również w mediach panuje chamówa. Chamska manipulacja. Prostackie odwracanie kota ogonem. Bez subtelności, bez pomysłu za to powtarzane tysiące razy wbija się w głowy odbiorców.

Weźmy ostatni przykład czyli nagrania Ziobry, które podobno są „nieoryginalne”. No jasne, że są nieoryginalne bo przegrane z dyktafonu na płytę. Ale to nie znaczy, że sfałszowane lub zmanipulowane. Po co więc prokuratura informuje, że są nieoryginalne? Bo wie, że pożyteczni idioci pracujący w mediach puszczą to dalej w świat nie podważając sensowności tego oświadczenia. Jeszcze postarają się sprawę wyolbrzymić insynuując, że nieoryginalne = zmanipulowane. Co z tego, że za tydzień, dwa czy trzy okaże się, że nagrania nie są sfałszowane. Przez ten czas przeciętny odbiorca tysiące razy usłyszy o tej sprawie i zapamięta z niej tylko tyle, że coś z tymi nagraniami Ziobry jest nie tak. Tylko o to chodzi. Pamiętajmy, że za 3 lata wybory prezydenckie a Ziobro cieszy się taką popularnością wśród wyborców, że z łatwością zmiecie pacynkę-Tuska.

Czy tego rodzaju manipulacje warto w ogóle analizować i opisywać w blogu?

2007/09/09 

Komentarz do konferencji programowej LID

Lewica i Demokraci

2007/09/04 

"Proces” w Brukseli

Poniżej zamieszczam tłumaczenie artykułu z dzisiejszego The Wall Street Journal Europe. Warto wiedzieć co nam szykują miłośnicy "tolerancji" i "demokracji".

"Proces" w Brukseli


"Belgijski wymiar sprawiedliwości przywodzi na myśl pewną powieść Franza Kafki. W zeszłym miesiącu burmistrz Brukseli nie wyraził zgody na planowaną na 11. września demonstrację pod hasłem "Zatrzymać islamizację Europy". W zeszłym tygodni sąd administracyjny utrzymał tę decyzję w mocy. To tyle jeśli chodzi o wolność słowa i zgromadzeń w stolicy Europy.

Organizatorzy z Niemiec, Wlk. Brytanii i Danii oczekiwali, że około 20 000 uczestników z całego kontynentu zaprotestuje przeciwko, jak to nazywają, "pełzającemu" wprowadzaniu prawa szariatu do ich społeczeństw. Demonstracja miała się zakończyć minutą milczenia upamiętniającą ofiary ataków terrorystycznych w USA sprzed sześciu lat.

To prawda, wyznaczony przez organizatorów cel "zapobiegnięcia temu by islam stał się dominującą siłą polityczną w Europie" oraz ich twierdzenie, że islam nie pasuje do demokracji są prowokacyjne. Ale problem nie polega na tym, czy zgadzamy się z tym przekazem lecz czy przekaz ten mieści się w granicach chronionych wolnością słowa, a z pewnością się mieści.

Burmistrz Freddy Thielemans, który nie ukrywa swojej niechęci do przekonań politycznych organizatorów demonstracji mówi, że jego decyzja była w całości oparta na względach bezpieczeństwa. Policja, jak mówi, ostrzegła go przed możliwymi zakłóceniami porządku.

Ale pan Thielemans nie obawia się, że to organizatorzy lub ich zwolennicy sięgną po przemoc. Obawia się natomiast, że jacyś muzułmanie i, by użyć jego słów, "demokraci" oraz "działacze pokojowi" mogą w tym symbolicznym dniu zorganizować kontrdemonstrację i być może zetrzeć się z rasistami, którzy mogliby przeniknąć w szeregi demonstracji. Innymi słowy, burmistrz zdecydował się zabronić skądinąd legalnej demonstracji z obawy przed możliwą przemocą ze strony osób nie związanych z demonstrantami.

Na swojej stronie internetowej organizatorzy demonstracji odcinają się od jakichkolwiek związków z rasistami i grupami stosującymi przemoc i wzywają policję do zajęcia się potencjalnymi prowodyrami. W końcu to zadaniem policji jest utrzymywać prawo i porządek, do którego należy również prawo do pokojowego demonstrowania. W innym przypadku, ekstremiści, czy będą to skinheadzi, radykalni muzułmanie czy "działacze pokojowi" mogliby zapobiec każdej demonstracji, z którą się nie zgadzają po prostu wystosowując oświadczenie, że mają zamiar na demonstrację przyjść.

W środowe popołudnie sąd administracyjny w Brukseli odmówił skorygowania decyzji burmistrza. Sąd stwierdził, że organizatorzy nie byli w stanie wskazać "nienaprawialnej szkody", takiej jak ta wynikająca ze zobowiązań umownych. Sąd zasugerował również, że demonstracja mogłaby się odbyć innego dnia – dość wątpliwe rozwiązanie skoro burmistrz nie powiedział, że zezwoliłby na taką demonstrację w innym dniu. Poza tym, organizatorzy wybrali 11. września ze względu na historyczne znaczenie tej daty.

Sędziowie przeoczyli, że jeśli przestrzegającym prawa obywatelom nie pozwala się wyrażać ich opinii w dowolnym dniu to powstaje nieodwracalna szkoda dla ich praw oraz belgijskiej demokracji. Być może sąd cywilny, do którego organizatorzy złożyli apelację przywiąże większą wagę do tych argumentów podczas jutrzejszej rozprawy".

The Wall Street Journal Europe, 4/09/2007, strona 11 (niestety bez linku do oryginału bo jest dostępny jedynie odpłatnie).

2007/08/29 

Polak = rasista

Wczoraj na Onecie przeczytałem, ze wg. raportu UE w Polsce narasta rasizm. W wiadomości Onetu najbardziej zaciekawiło mnie to, że podane są tam liczby przestępstw na tle rasowym w Niemczech czy w Wielkiej Brytanii ale nie ma ani słowa nie na temat liczby takich przestępstw w Polsce. Dlatego zajrzałem do wzmiankowanego raportu (PDF) i dowiedziałem się z niego ciekawych rzeczy.

Po pierwsze, okazuje się, że wzrost przestępstw na tle rasowym miał w Polsce miejsce w latach 2003 – 2005 czyli gdy w naszym kraju rządziło jeszcze światłe SLD. Oczywiście w tekście Onetu nikt o tym nie wspomina bo teraz jest z pewnością gorzej.

Po drugie, szokuje dysproporcja między liczbą przestępstw na tle rasowym w Polsce i w innych krajach europejskich. Na poniższym wykresie pokazałem liczbę tego rodzaju przestępstw na 100 tys. mieszkańców. W nawiasie obok nazwy kraju podano ile razy więcej w danym kraju jest przestępstw tego rodzaju niż w Polsce.



Wygląda na to, że mamy najmniejszy w Europie problem z przestępstwami na tle rasowym. Właśnie dlatego Onet.pl alarmuje nas tytułem: "Raport UE: w Polsce narasta rasizm."

2007/06/20 

Pomysł na lustrację po orzeczeniu TK

Zastanawiam się jak przyspieszyć lustrację po haniebnym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego. Myślę, że istnieje cząstkowe rozwiązanie. Dwa lata temu do Internetu wyciekła tzw. lista Wildsteina, na której przemieszane zostały trzy kategorie ludzi: tajni współpracownicy, ludzie śledzeni przez SB i pracownicy MSW. Czy IPN nie mógłby teraz opublikować listy osób śledzonych oraz pracowników MSW? W ten sposób, drogą porównania dwóch list otrzymalibyśmy listę tajnych współpracowników. Porównania nie musiałby dokonywać IPN, mogą to zrobić Internauci.

Orzeczenie TK chyba nie stoi temu posunięciu na przeszkodzie ponieważ umieszczenie jakiegoś nazwiska na liście osób, które NIE BYŁY tajnymi współpracownikami SB nie może naruszyć niczyjej godności a więc nie jest sprzeczne z konstytucją. Co ważniejsze, publikowanie listy osób, które nie były tajnymi współpracownikami nie ma żadnego związku z ustawą lustracyjną a więc orzeczenie TK nie ma w tym przypadku zastosowania.

Co o tym sądzicie?

2007/06/18 

TVN24 zlapane na gorącym uczynku. Piszmy do KRRiT!

Adam Haribu zwraca na swoim blogu uwagę na poniższy zmanipulowany materiał w WSI24. To już nie jest zwykłe dla tej stacji wyrywanie zdań z kontekstu tylko bezczelne kłamstwo i wprowadzanie widzów w błąd. Myśle, że to może być podstawa do odebrania koncesji tej stacji. Piszmy listy do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Koncesji im pewnie nie odbiorą ale niech chociaż zostaną zmuszeni do przeprosin.