Bomba z opóźnionym zapłonem
Pod względem merytorycznym pozornie żadnej bomby w taśmach Gudzowatego nie ma. Te nagrania są niewiele bardziej skandaliczne niż nagrania Beger. Oczywiście, te drugie zostały rozdmuchane przez media do skali gigantycznej afery a te pierwsze zostaną błyskawicznie zamiecione pod dywan. Uczciwe to nie jest ale zdążyliśmy się do podwójnych standardów przyzwyczaić więc chyba nikt nie jest zaskoczony. Od warstwy merytorycznej nagrania znacznie ciekawsze są wnioski uboczne, które z niego wynikają.
Pierwsza kwestia dotyczy tego, czy redaktorowi naczelnemu przyzwoitej gazety uchodzi spotykać się z oligarchami biznesu? Czemu właściwie miały służyć te spotkania? Wiemy, że p. Gudzowaty oskarża GW o czarny PR. Jeśli tak, to niech poda GW do sądu. Jeśli nie ma dowodów to niech się odczepi. Co właściwie Michnik chciał uzyskać dzięki tym rozmowom (jak wiemy, część z nich odbyła się z inicjatywy Michnika)? Chciał "udobruchać" Gudzowatego? Chciał się czegoś od niego dowiedzieć? Chyba AM zdaje sobie sprawę z tego, że Gudzowaty jest kuty na cztery nogi więc raczej nie zacznie mu się zwierzać niczym nastoletnia panienka po wypiciu pierwszego w swoim życiu drinka. Zresztą publikacje GW potwierdzają, że niczego się nie dowiedział.
Myślę, że negatywne konsekwencje, które wynikną dla GW ze sprawy taśm Gudzowatego będą miały źródło właśnie w powyższym pytaniu. Okazuje się bowiem, że rozmowa Michnika z Rywinem to nie wyjątek tylko reguła. Redaktor naczelny Gazety Wyborczej obraca się w środowisku szemranej oligarchii i sam fakt negocjowania ("jeszcze dziś opierdolę Gadomskiego") z ludźmi takiego pokroju stawia go w złym świetle. Porównajmy zachowanie AM ze standardami światowymi. Ben Bradley, naczelny „The Washington Post”, zwykł się chwalić, że nigdy nie był w Białym Domu. Redaktor naczelny GW bywał stały gościem w Pałacu Namiestnikowskim, w firmie Gudzowatego, na rybach u Rywina… Tak więc taśmy Gudzowatego po raz kolejny odsuwają kotarę i pozwalają zwyczajnym ludziom zobaczyć jak wygląda prawdziwe oblicze styku mediów, biznesu i polityki. Jest to obrazek ciekawy, ponieważ wynika z niego, że afera Rywina niczego nikogo nie nauczyła.
Po drugie, Michnik przyznaje w tej rozmowie, że Kublik dostaje cynki od ludzi ze służb. Co ciekawsze, zewsząd słyszymy, że to normalna sprawa bo przecież każdy dziennikarz ma kontakty w służbach. To potwierdza moje dawne podejrzenie, że każdy tekst prasowy zaczynający się od słów "Nasi dziennikarze dotarli do materiałów…" w rzeczywistości powstał w ten sposób, że to materiały dotarły do dziennikarzy. W tym momencie trzeba zadać sobie kluczowe pytanie: czy dziennikarze nie zdają sobie sprawy z tego, że te materiały ktoś przynosi celowo? Czy nie zdają sobie sprawy, że selekcja materiałów też jest celowa i prowadzi do jednostronnego przedstawienia faktów? A jeśli zdają sobie z tego sprawę, to dlaczego je publikują? Przecież stają się narzędziem w rękach tajnych służb. Jako kiepską bajkę można potraktować twierdzenie, że informacje otrzymane od służb są następnie przez dziennikarzy weryfikowane. Dziennikarz może sprawdzić tylko podstawowe fakty, np. czy doszło do jakiegoś spotkania albo czy firma XYZ rzeczywiście istnieje. Natomiast to, co najważniejsze czyli interpretacja i umieszczenie faktów w ciągu przyczynowo-skutkowym zawsze będzie pochodzić od tego, kto przynosi materiały. Przyznaje to w rozmowie Michnik mówiąc "my się, kurwa, na tym gazie nie znamy."
Gdybyśmy żyli w miarę normalnym kraju to ujawnienie tych taśm powinno zapoczątkować ogólnośrodowiskową dyskusję dotyczącą zasad korzystania z przecieków od służb specjalnych. Być może w wyniku tej dyskusji wreszcie wszyscy by zrozumieli, że tzw. "przeciek" to po prostu sposób na sterowanie mediami. Oczywiście takiej dyskusji nie będzie, bo mogłaby zaszkodzić wielu "gwiazdom" dziennikarstwa, które swoją karierę zbudowały właśnie na takich "przeciekach".
Trzeci wątek dotyczy wpływu jaki postęp technologiczny wywiera na nasze życie. Swego czasu pisałem w tym miejscu, o tym jak Internet zmienia świat mediów i polityki. Przypomnijmy: kiedyś w Europie elektroniczne środki masowego przekazu były wyłączną własnością państwa a prywatni przedsiębiorcy musieli zadowolić się wydawaniem prasy. Później nastąpiła liberalizacja mediów elektronicznych, w konsekwencji której radio i telewizja trafiły w prywatne ręce. Teraz mamy do czynienia z trzecim etapem liberalizacji, to jest tworzeniem mediów już nie przez prywatne firmy tylko przez prywatne osoby (Internet). Ten zmiany były możliwe tylko dzięki powstaniu odpowiednich technologii.
Teraz postęp technologiczny widzimy też w "technikach operacyjnych". Kiedyś praktyczny monopol na nie miało państwo. Później, technologie te trafiły w ręce oligarchów biznesu. Obecnie przyzwoity dyktafon cyfrowy można kupić za kilkaset złotych a co druga komórka wyposażona jest w kamerę, co powoduje, że "techniki operacyjne" trafiają do jednostek (przypomnijmy sobie film, na którym zarejestrowano nakładanie kosza na głowę pewnego nauczyciela. To właśnie postęp technologiczny umożliwił dokonanie takiego nagrania).
Już całkiem niedługo okaże się, że każdy człowiek zajmujący jakiekolwiek stanowisko powyżej nocnego stróża będzie musiał nieustannie mieć się na baczności ponieważ ktoś może nagrać lub sfilmować jego działania i jeszcze tego samego dnia wrzucić do Sieci.
Czy to będzie lepszy świat? Nie wiem, ale na pewno będzie w nim mniej hipokryzji.
Pierwsza kwestia dotyczy tego, czy redaktorowi naczelnemu przyzwoitej gazety uchodzi spotykać się z oligarchami biznesu? Czemu właściwie miały służyć te spotkania? Wiemy, że p. Gudzowaty oskarża GW o czarny PR. Jeśli tak, to niech poda GW do sądu. Jeśli nie ma dowodów to niech się odczepi. Co właściwie Michnik chciał uzyskać dzięki tym rozmowom (jak wiemy, część z nich odbyła się z inicjatywy Michnika)? Chciał "udobruchać" Gudzowatego? Chciał się czegoś od niego dowiedzieć? Chyba AM zdaje sobie sprawę z tego, że Gudzowaty jest kuty na cztery nogi więc raczej nie zacznie mu się zwierzać niczym nastoletnia panienka po wypiciu pierwszego w swoim życiu drinka. Zresztą publikacje GW potwierdzają, że niczego się nie dowiedział.
Myślę, że negatywne konsekwencje, które wynikną dla GW ze sprawy taśm Gudzowatego będą miały źródło właśnie w powyższym pytaniu. Okazuje się bowiem, że rozmowa Michnika z Rywinem to nie wyjątek tylko reguła. Redaktor naczelny Gazety Wyborczej obraca się w środowisku szemranej oligarchii i sam fakt negocjowania ("jeszcze dziś opierdolę Gadomskiego") z ludźmi takiego pokroju stawia go w złym świetle. Porównajmy zachowanie AM ze standardami światowymi. Ben Bradley, naczelny „The Washington Post”, zwykł się chwalić, że nigdy nie był w Białym Domu. Redaktor naczelny GW bywał stały gościem w Pałacu Namiestnikowskim, w firmie Gudzowatego, na rybach u Rywina… Tak więc taśmy Gudzowatego po raz kolejny odsuwają kotarę i pozwalają zwyczajnym ludziom zobaczyć jak wygląda prawdziwe oblicze styku mediów, biznesu i polityki. Jest to obrazek ciekawy, ponieważ wynika z niego, że afera Rywina niczego nikogo nie nauczyła.
Po drugie, Michnik przyznaje w tej rozmowie, że Kublik dostaje cynki od ludzi ze służb. Co ciekawsze, zewsząd słyszymy, że to normalna sprawa bo przecież każdy dziennikarz ma kontakty w służbach. To potwierdza moje dawne podejrzenie, że każdy tekst prasowy zaczynający się od słów "Nasi dziennikarze dotarli do materiałów…" w rzeczywistości powstał w ten sposób, że to materiały dotarły do dziennikarzy. W tym momencie trzeba zadać sobie kluczowe pytanie: czy dziennikarze nie zdają sobie sprawy z tego, że te materiały ktoś przynosi celowo? Czy nie zdają sobie sprawy, że selekcja materiałów też jest celowa i prowadzi do jednostronnego przedstawienia faktów? A jeśli zdają sobie z tego sprawę, to dlaczego je publikują? Przecież stają się narzędziem w rękach tajnych służb. Jako kiepską bajkę można potraktować twierdzenie, że informacje otrzymane od służb są następnie przez dziennikarzy weryfikowane. Dziennikarz może sprawdzić tylko podstawowe fakty, np. czy doszło do jakiegoś spotkania albo czy firma XYZ rzeczywiście istnieje. Natomiast to, co najważniejsze czyli interpretacja i umieszczenie faktów w ciągu przyczynowo-skutkowym zawsze będzie pochodzić od tego, kto przynosi materiały. Przyznaje to w rozmowie Michnik mówiąc "my się, kurwa, na tym gazie nie znamy."
Gdybyśmy żyli w miarę normalnym kraju to ujawnienie tych taśm powinno zapoczątkować ogólnośrodowiskową dyskusję dotyczącą zasad korzystania z przecieków od służb specjalnych. Być może w wyniku tej dyskusji wreszcie wszyscy by zrozumieli, że tzw. "przeciek" to po prostu sposób na sterowanie mediami. Oczywiście takiej dyskusji nie będzie, bo mogłaby zaszkodzić wielu "gwiazdom" dziennikarstwa, które swoją karierę zbudowały właśnie na takich "przeciekach".
Trzeci wątek dotyczy wpływu jaki postęp technologiczny wywiera na nasze życie. Swego czasu pisałem w tym miejscu, o tym jak Internet zmienia świat mediów i polityki. Przypomnijmy: kiedyś w Europie elektroniczne środki masowego przekazu były wyłączną własnością państwa a prywatni przedsiębiorcy musieli zadowolić się wydawaniem prasy. Później nastąpiła liberalizacja mediów elektronicznych, w konsekwencji której radio i telewizja trafiły w prywatne ręce. Teraz mamy do czynienia z trzecim etapem liberalizacji, to jest tworzeniem mediów już nie przez prywatne firmy tylko przez prywatne osoby (Internet). Ten zmiany były możliwe tylko dzięki powstaniu odpowiednich technologii.
Teraz postęp technologiczny widzimy też w "technikach operacyjnych". Kiedyś praktyczny monopol na nie miało państwo. Później, technologie te trafiły w ręce oligarchów biznesu. Obecnie przyzwoity dyktafon cyfrowy można kupić za kilkaset złotych a co druga komórka wyposażona jest w kamerę, co powoduje, że "techniki operacyjne" trafiają do jednostek (przypomnijmy sobie film, na którym zarejestrowano nakładanie kosza na głowę pewnego nauczyciela. To właśnie postęp technologiczny umożliwił dokonanie takiego nagrania).
Już całkiem niedługo okaże się, że każdy człowiek zajmujący jakiekolwiek stanowisko powyżej nocnego stróża będzie musiał nieustannie mieć się na baczności ponieważ ktoś może nagrać lub sfilmować jego działania i jeszcze tego samego dnia wrzucić do Sieci.
Czy to będzie lepszy świat? Nie wiem, ale na pewno będzie w nim mniej hipokryzji.
Zgadzam się w 101% - wyszło draństwo Michnika ("opierdolę Gadomskiego" oraz jawny brak zaufania do Kublika) - natomiast reszta to raczej podkręcanie Gudzowatego.
A Gudzowaty niech się nie dziwi, że jak się bierze za interesy z Rosją to zaczynają się nim interesować nasze służby.
Nie wiem czy A.G. to ruski agent czy nie ale jego interesy śmierdziały strasznie.
Posted by Anonimowy | 20/10/06 14:56
Pieprzeniem jest też to, że Michnika nie wolno podsłuchiwać, bo to osoba prywatna. Przecież pełni on funkcję publiczną, tak jak wszystkie osoby z wiązane z wielkimi mediami. Przecież z jego mediów czerpie informacje duża część naszego społeczeństwa.
Posted by Anonimowy | 20/10/06 23:18